— Na co ci mam kłopot robić, kiedy już tu jestem; dziękuję i odkładam na drugi raz.
— Dosyt’ z Liacha kurki[1] — odezwał się nareszcie Dziadunio — kontentuj się Waść objadem, panie Pawle, i zostaw Hieronimowi stryja.
Paweł ucichł, ale mu było kwaśno; nie wiedział jak tu z tem do żony powrócić... Owa bita śmietanka, owe kadzidło stracone, a loki Petry które się tam tak starannie rozwijały, a oświecenie salonu!! Wszystko to niechybnie musiało zły humor wywołać, sprowadzić burzę i rozbić się o łysiejącą głowę męża! Co ona powie! myślał, co ona powie! — Truchlał, ale usiadł.
Wszczęła się jakoś raźniejsza rozmowa; podano resztę wieczerzy. — Pan Piotr jadł smaczno, Staś po młodemu, i oba wstali, dziękując gospodyni, która się płoniła i przepraszała. Staś nawet najniepotrzebniej w świecie podziękował i Zosi. Ta się zarumieniła także, i pod pozorem szukania kluczów, uciekła. Otarłszy usta, Piotr przeżegnał się po katolicku i siadając opodal, rzekł:
— Jak mi Bóg miły, dawnom już tak smacznej nie jadł wieczerzy.
— Cóżby to on powiedział na naszą śmietankę? — pomyślał w duchu Paweł. — Niewdzięczny człowiek! dobrze mu tak! niech się oblizuje po kluskach.
Zabawiwszy blisko godziny, widząc że tu nic nie zrobi, Paweł powrócił do domu wolnym krokiem, na około, z wielkiemi medytacjami. Tam czekano nań, wysyłano i gdy się pokazał przez wszystkie drzwi rozległy się głosy: — Idą! idą! idzie!
Petra poprawiła loki wstrząśnieniem głowy, którego się nauczyła od jednej panny z Żytomierza przybyłej! Hiacyntha pociągnęła mitenki i wyprostowała nos, któren zawsze miała w podejrzeniu, że się trochę na bok trzymał; Julja podniosła głowę, usiłując ją na grubej szyi ułożyć do równowagi.... zakadzono szybko, i wszedł... solo pan Paweł.
- ↑ Dosyć z Lacha kurczęcia.