Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

ani spojrzał co się w koło dzieje — gdy znowu otworzyły się drzwi, a niemi śmielej od pierwszych przybyłych, głośniej, szumniej, a zawsze nie bez oglądania się na siebie, wszedł mężczyzna stary, poważny, łysy, z wąsem siwym, w polskim stroju dosyć przeszarzanym, z miną która okazywała, że nie tyle co inni dbał o przyjęcie, które go tu spotka, będąc siebie pewniejszy.
Miał on na sobie szaraczkową kapotę fałdzistą ze stojącym kołnierzem, kontusz karmazynowy spłowiały, pas słucki nie pierwszej świeżości, a w ręku trzymał lekką białą rogatą czapeczkę.
Nie podniósł nań nawet oczów zajęty zbytecznie śniadaniem szambelan, i jakby się po chodzie domyślił kto wszedł, mruknął tylko:
— Brata dobrodzieja najniższy sługa! do nóg upadam! jedną ręką czekamy....
— Dziękuję Waści, panie szambelanie, nie przyszedłem przeszkadzać, ale patrzeć tylko i cieszyć się, że starszy braciszek tak mi z apetytem łomocze....
Szambelan nic już nie odpowiedział, jadł zapalczywie; przybyły witał tymczasem ręką, głową i kilką słowami tych których zastał.
— Dzień dobry pani Hieronimowej!
— Do nóg upadam stryja.
— Jak się Waść masz Jaśku, czegoś kwaśny?
— Sługa stryja.... głowa mnie boli.
— A ty-żeś zdrów? — spytał w końcu rotmistrza.
— Ba! a cóż mam robić? — ze śmiechem dobrodusznym lecz smutnym odparł wojskowy.
Tymczasem szambelan jadł i jadł; nagle zastanowił się, spojrzał na zegarek, i na nowo rozpoczął przekąski pozostałe; wreszcie otarł usta i w chwili gdy kładł widelec, drzwi z lewej strony otworzyły się szeroko, kamerdyner wszedł wołając:
— Na stole Jaśnie panie!
— Służę pani! — rzekł gospodarz podając rękę pani Hieronimowej.
Za niemi poszedł Polonus stary z panem rotmistrzem, a na końcu cicho i nieznacznie wśrubował się