Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

— No! a oni!
— A oni tam nocują! — cicho odparł mąż.
— Jakto nocują? — zawołali wszyscy — gdzie? co? jak?
— A nocują! — żałośnie powtórzył Paweł.
— No! a wieczerza?
— Już oni i jedli.
— Co? cóż oni tam mogli jeść?
— Kluski i krupnik!!
— A to przedziwne! przedziwne! kluski, krupnik! — śmiejąc się złośliwie krzyknęła Julja... — powtórz-że jak to było? Jedli? jedli kluski i krupnik, czyż to być może?
— Tak jest jak ci powiadam; zajechał, roztasował się, jadł co mu dali, jeszcze chwalił że smaczne i nocuje tam, a jutro do nas zaprosił się na objad.
Julja zacięła usta i spojrzały na siebie porozumiewając się z panną Hiacynthą.
— Po krupniczku! naturalnie nie wielkie tam miał nadzieje na objad? Dopiero pokażemy co umiemy!... — I uśmiechały się obie szeptając i naradzając się cicho.
Hiacyntha dodała głośniej:
— A ja mówię, że w tem coś jest! intrygi! intrygi!
— Mniejsza o to! niedbam! niedbam! — przerwała Julja — i owszem! — kwaśno i złośliwie a szybko dodała — niech dniują, nocują, jedzą, piją, u tego zagrodowego szlachcica (tak nazywała Hieronima) — a pewno mu szczęścia nie pozazdroszczę.
— Ale moja lubko — jutro wystąpim!
— O! to się rozumie!
— Czy nie wypadałoby wszystkich prosić?
— Naturalnie — alboż?...
— Ale ja nie śmiałem.
— O! jakiż z ciebie...
— No! to pójdę.
— Poślij tylko.
— No! to poślę zaraz.