Hiacyntha poważnie wstrzymała Julję za rękę.
— Niech się pani zastanowi.... to są intrygi.
— Może to być, ale ja niemi gardzę.
Niepodobna opisać, jak po tym zawodzie bolały głowy tych pań, kucharza i sługi, którzy najwięcej za zły humor państwa odpokutowali. Paweł wykręcił się od swojej duszyczki, pod pozorem dyspozycji i uciekł do trzeciego pokoju, cicho fajkę paląc i powtarzając sobie pod nosem: — Poczekajcie, poczekajcie, jutro zobaczycie!
Julja chodziła z Hiacynthą po salonie, śmiejąc się gniewliwie.
— Ciekawam, bardzo ciekawa, jak ich ta nędzota przyjmie.... bo to gołe, głupie, nie wie, nie umie... żadnego wychowania......
— To są nieociesane kłody! — zapominając na chwilę o doborze wyrazów, dodała guwernantka.
— Cóż to to? to z tem gadać nie można? a co jedzą? a jakie mieszkanie? Ślicznie wpadli, ale dobrze im tak! Nie pojmuję!
— Powiadam pani, to są czarne intrygi.
— Nie wiem, ale się to wszystko odkryje.
— Widzę to, poczynam się domyślać, że wszyscy Pawła nie lubią.... wolą Hieronima — pochlebca.
— Pani! taką jest zawsze niesprawiedliwość ludzka.
— A Hieronim — rzekła wyraziście — nie wart jego pięty!
— Nie ujmuję nikomu — potwierdziła towarzyszka — ale widząc ich, niktby nie wysnuł wniosku, że to są rodzeni jednego łona potomkowie!
Julja już do tych wyrażeń przywykła, zrozumiała, że to miało znaczyć rodzeni bracia, i ruszyła tylko ramionami potwierdzając zdanie.
— Trzeba wystąpić z objadem.
— Byle im pieprzno tylko! — rzekła swoją myśl ciągle forytując Hiacyntha.
— Ale zmiłuj się, słodko też i tłusto.
— Tłusto, pozwalam, ale bardzo pieprzno, bardzo pieprzno! Nawet o zupie czytałam pewnej — zdaje mi
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.