Nazajutrz niezmierny był rozruch w dworze u państwa Pawłów, a co panna Hiacyntha miała do czynienia wypowiedzieć trudno; wzięła bowiem na siebie część herkulesową, kuchenną. Julja się na tem zupełnie nie znała; jadła smaczno i wiele, ale zadysponować, wydać, poddać kucharzowi myśl szczęśliwą i nową nie potrafiła. Petra miała to także za coś bardzo parafiańskiego, żeby się kuchnią zajmować — siedziała od rana przed zwierciadełkiem, czesała i opinała włosy, patrzyła się sobie w twarzyczkę, którą niestety nic nie zdobiło oprócz wdzięku młodości, a i ten wdzięk gasiła wyuczona wymuszoność, minka przybrana mutatis mutandis od panny Hiacynthy, chód pożyczany i zupełne wyrzeczenie się swobodnych instynktowych natury natchnień. Julja sobą niemniej jak córka zajęta była — dawna jej piękność zawsze niepokoiła ją jeszcze, ciągle się sobie przypatrując, znajdowała, że trochę tylko utyła ale nie przypuszczała żeby mogła choć odrobinę zbrzydnąć — miała się jeszcze za ową dawną Wenus poleską, za którą tłumami biegała młodzież wołając:
— Juljo! boska Juljo! błagamy cię choć o wejrzenie!
Niekiedy spojrzała na córkę, i w duszy po cichuteńku mówiła: Petra jest przystojna, ale daleko jej do mnie. I przychodziło jej na myśl, żeby Stasia niewinnie wciągnąć oczyma swemi w sieć, która dla Petry zastawioną być miała. Myśl była czysta a cel tak macierzyński!... Nie wiem czy z tego, czy z innego powodu Julja stroiła się niezmiernie, sznurowała do mdłości, i gdyby jeszcze piękną być mogła, pewnie tyle starań byłoby jakiś wypracowało skutek. Niestety! suknie pękały, a kibić owa urocza, giętka, trzcinowa, kibić dziewicza latek osiemnastu nie chciała i nie chciała powrócić!
Rozporządziwszy wszystko w kuchni, wydawszy ze spiżarni moc pieprzu i goryczy wszelkiego rodzaju, w mocnem przekonaniu, że nic pańskiemu podniebie-