Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

ów pokorny Jasiek.
Sala jadalna do której weszli była bardzo obszerna i podobnie odziana w lamperje jak pierwsza, tylko te były biało pokostowane i gdzieniegdzie złocone. Rzędem na ścianach wisiały obrazy czarne, Bóg wie co kiedyś wyobrażające, ale widocznie mające pretensję do flamandczyzny, bo gdzieniegdzie wyzierała z nich ryba, cytryna, rądel świecący i t. p. W jednym końcu stał ogromny, wspaniały bufet, pełen sreber ze szklannemi drzwiczkami, wyglądały z za nich puhary, kielichy i różna krasa stołowa dawnych kształtów. Między oknami uśmiechały się miłą zielonością pomarańczowe i cytrynowe drzewa.
Stół w pośrodku nakryty był na sześć osób, choć ich widzieliśmy dotąd tylko cztery, ale dwie już czekały w sali jadalnej. Pierwszą był w czamarze sutej, z wąsami, bakembardami do góry podczesanemi, szpakowaty trochę rządca, który miał fizys doskonale zgodną ze stanowiskiem jakie zajmował; brzuch porządny, policzki lśniące zdrowiem, oczy wypukłe, usta rumiane, a mimo powagi i brzucha pokorę przykładną, bo się skłonił za wejściem pana niemal do ziemi, tak że aż błysnął zarodkiem łysiny. Drugą była oparta niedbale o bufet kobieta, nie zupełnie młoda, ale nie stara, wykwintnie ubrana, z pretensją widoczną do wdzięku, z zaciętemi usteczkami wązkiemi, biała, pachniąca woniami o milę, w czarnych mitenkach, w czarnej sukni, z kluczykami u paska.
Twarz jej warta była spojrzenia i zastanowienia, tak piękne jej niegdyś rysy, dziś jeszcze dobrze zachowane, regularne i piękne, zeszpecił jakiś zimny, szyderczy wyraz zobojętnienia dla ludzi i wzgardy. Mogła mieć lat trzydzieści i kilka, ale postawą i strojem do trzydziestu się nawet nie przyznawała; strój jej był wykwintny z prostotą i wyśmienicie dobrany do twarzy; na głowie rodzaj skromnego, ale świeżego czepeczka; suknia czarna jedwabna z podobnąż mantylką, u szyi tylko wstążka karmazynowa. Na kołnierzu, przy rękawach śnieżnej białości gładkie batystowe mankietki