wino rozchmurzyło czoła. Julja tylko i Petra nie były wesołe bo Stasia ani ukąsić; nie spojrzał, nie przysunął się, nie odpowiedział wzrokiem na wejrzenia.
— To lalka! mówiła w duchu starsza.
— To student! — pogardliwie dumała Petra!
Hiacyntha westchnęła tylko, zręcznie otworzyła fortepian i myślała pochwalić się walcami, których na dnia tego intencję wyuczyła się Petra. Był to Strauss niby, grany jak na złej szejne-katarynce. Staś który grał wcale ładnie, zobaczywszy fortepian, skoczył ku niemu nie myśląc o niczem, żeby się w ten sposób od przecudnej rozmowy wywinąć... siadł, spróbował i począł grać.
Dość było go usłyszeć, żeby już Petra i Hiacyntha o popisach nie myślały. — Petrę zabolała głowa, guwernantce znów wróciły palpitacje; matka spojrzała na niego jak na zbrodniarza i sucho rzekła:
— A jak pan Stanisław gra pięknie!
Piotr naturalnie nic nie odpowiedział, a Staś grał jak szalony. Nigdy może muzyka nie była gorzej przyjęta. Wstał nareszcie i chciał pójść prosić panny żeby grała, ale ta miała tyle taktu, że się nie ośmieliła ze swoim walcem wystąpić.
— Ja tak mało gram! — odpowiedziała.
— Ale pani lubi muzykę — rzekł Staś sam tu zaczynając od pani.
— Ona! — podchwytując zawołała Hiacyntha — ona to genjusz melodji! to harmonji splot! ale na wsi tak trudno się oddać muzyce! wszystkiego braknie.
— Gdyby tylko nut — rzekł Staś — temibym łatwo mógł służyć; mam co miesiąc najświeższe, jeśli pani pozwoli...
Petra spojrzała nieco udobruchana ofiarą i niezgrabnie uśmiechając się, skinęła głową, odrzucając loki po żytomiersku.
— Na wsi — mówiła dalej, usiłując się popisać z wymową Hiacyntha — wszystko otacza zawad tysiące w naszym kraju! — Uwierzy pan, poczta najbliższa o kilka mil odległa.... żyjemy na pustyni! — westchnęła.
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/214
Ta strona została uwierzytelniona.