Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.

namiętnie botanikę, lasy tutejsze cudnych ziół w sobie krocie ukrywać muszą.
— Jeden kwiatek, szczególniej! — rzekł w duchu Dziadunio — Durnyj jak worona, a chytryj jak łys[1]. Jakie dzieciątko sprytne!
— Ależ mój Stasieńku, to w istocie dziwna rzecz — rzekł ojciec — że ci się tak nagle zachciało herboryzować po Polesiu; ale i Hieronimostwu dokuczysz długą wizytą, i radbym cię dorosłego drugi raz Kasztelanicowi przedstawić.
— E! co tam po mnie stryjowi! ja jeszcze młokos! będę się nudził, będę się musiał na tej familijnej rewji wyprężać i ziewać, a tu sobie pochodzę ze strzelbą na ramieniu, po lasach, po polach, i spocznę rozkosznie. Doprawdy ojcze!
Ojciec spojrzał na gospodarzy.
Oni oboje tak się zdawali radzi tej myśli i tak pokornie a serdecznie zbliżali się prosić pana Piotra, że nim wymówili słowo, już szczerą ich chęć z oczów wyczytać było można.
— O! kochany stryju — rzekł Hieronim — bylibyśmy ze Stasia kochanego... z pana Stanisława — poprawił się.
— Jeśli się poprawiasz to nie zostanę — rzekł Staś.
— Bylibyśmy tak szczęśliwi.
— Ale to szałaput! dom wam do góry nogami przewróci.
— Nie boim się o to, i nie wielki żal będzie starej klitki — dodał śmiejąc się Hieronim. — Niech stryj to dla nas zrobi.
— A! całem sercem — rzekł pan Piotr — tylko mi go nie popsujcie pieszczotami.
— Pieścić się nie dam — zawołał rozweselony młody chłopak — ale to bujać będę, po polach i lasach.

— Szczęśliwy wiek! szczęśliwy! — cicho westchnął pan Piotr.

  1. Głupi jak wrona, a chytry jak lis.