Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

jest dla żołądka nad wszystko. — Czynność się przenosi do głowy, a żołądek źle odbywa swoją powinność... Trzeba tego głupca zawołać.
To mówiąc zadzwonił; Termiński wszedł natychmiast, ale bardziej jeszcze widocznie zmieszany niż wprzódy.
— No! trutniu! — rzekł stary — wiedz to raz na zawsze, że kiedy ci natura dała taką głupią twarz, że się na niej maluje co tylko zaświdruje we środku, to nie pokazuj się z nią w zakazanych godzinach. To nauka na potem; teraz kiedyś się już przez pół wygadał, kończ że, bo i tak czuję, że mi czekolada kamienieje w żołądku! Cóż się tam stało?
— Ale nic się nie stało! Jaśnie panie — odparł ruszając z lekka ramionami Termiński.
— Jakto nic, już przecie i ja mam uszy, że coś huczy na dziedzińcu; gadajże, nie bądź błaznem!
— Jaśnie pan każe! — spytał kamerdyner.
— A cóż mam robić! mów!
— Prawdziwie nie wiem od kogo zacząć.
— A! to jest tam tego dużo? — spytał usta zacinając stary. — O! przeklęty dzień! popsuje mi cały tydzień... Jedna zła strawność rujnuje żołądek na długo, nim wejdzie w karby! A no! gadajże!
— Coś dziwnego doprawdy! jakiś zajazd umówiony! wszak cała pańska familja dzisiaj się tu słyszę zjedzie.
— Co? familja? — z gniewnym i złośliwym uśmiechem krzyknął stary. — A! j’y suis, te urodziny! furfanty! Gdybym był ubogi, noga by ich niepostała u mnie, uciekaliby jak od zapowietrzonego — fetują moje miljony...
Termiński uśmiechem tę prawdę potwierdził.
— No! a dużo tego tam jest? — spytał Kasztelanic niecierpliwie rwąc szlafrok.
— Albożem mógł ich policzyć; jedzie to a jedzie jak ćma. Suną się powozy, powoziki i obdarte bryczki aż strach; mówili mi wyraźnie, że mają być tu wszyscy.....