Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

Panna dusiła w sobie śmiech gniewliwy i wyraz pogardy. Szambelan podniósł głowę.
— Jakto? Asińdźka nie poznajesz?
— Bo jak żyję nie jadłam.
— A to rzecz bardzo prosta: wątróbki cielęce rozgotowane, rozbite w bulionie, dodane do nich jarzyny wysadzone, pieprz prosty, tureckiego trochę, muszkatołowy kwiat i gałka.... ale prawda że paradne i restaurujące?
— Przewyborne! — powtórzyła z uśmiechem sąsiadka.
Samuel ruszył ramionami bez ceremonji.
— Ja, bez ogródki mówiąc, wolę grochówkę, rzekł otwarcie, — po co mi tyle pieprzu? jest go i tak w życiu dosyć.
— A panna Aniela — spytał gospodarz — nie spróbowałaby dzisiejszej mojej zupki? jest jej jeszcze na talerz.
— O! bardzo panu dziękuję — z urazą i oburzeniem, świszczącym nieco głoskiem odpowiedziała zagadniona — bardzo dziękuję.
Szambelan się uśmiechnął pod nosem, spojrzał na nią znacząco, nie naglił.
— Cóż dziś — rzekł — humor nie różowy?
— Jak zawsze — oburknęła się i dowodząc, że bielidła nie używa panna Aniela.
Noli me tangere! — cicho szepnął gospodarz.
— Proszę bardzo dać mi pokój.
— Właśnie to mówiłem. — Odwrócił się do rządcy.
— A co tam — rzekł do pana Bulwy — żytko się złoci, czerwienieje pszenica....
Rządca zagadniony, cały się podniósł na krześle, chwycił za stół dla utrzymania równowagi i o mało nie udławił chlebem, który miał w ustach.
— Tak, Jaśnie panie — wykrztusił — wedle rozkazu....
Było to jego przysłowie, na ten raz nie dość szczęśliwie użyte. Uśmiechnął się szambelan, ale podawano sztukę mięsa i dla niej rządcę porzucił, który postawszy jeszcze chwilę, po cichu i ostrożnie usiadł.
Spojrzmy w tym przestanku milczenia na dwie prawie naprzeciw siebie siedzące osoby, Jaśka i pannę