Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/252

Ta strona została uwierzytelniona.

wniej, dziś z tynku i pobiały obleciałe, wystawiały plamistą dziwacznie porysowaną powierzchnię. W kącie stało łóżeczko, wyrób prostego cieśli, na wysokich kołyszące się nogach, licho pokryte, wyleżane, wązkie, krótkie i niewygodne. Tuż przy niem stał równie lichy stolik, zarzucony gratami bez imienia i barwy, między któremi tylko rozeznać było można kałamarz, lichtarz, rękawiczkę podartą i porcelanową fajkę. Reszta była stosem szarym zrzynek, obłamków i pyłu. Przed stolikiem krzesło z drewnianemi w poręczu i siedzeniu szczeblami, czarno niegdyś bejcowane, wyszczerbione, jedyne w izdebce stało bokiem i krzywo. Przy wolnej ścianie sofa odarta i słomą świecąca, ze skórzaną starą poduszką, zdawała się rozbitą i na nic nie zdatną, bo dwie jej nogi skruszone były i koniec leżał na podłodze. Zresztą dzbanek, miska prosta, trochę odzienia na sofie i kołkach, strzelbina jakaś — oto wszystko co Jaś posiadał.
Smutno tu było zajrzeć, tak z nieładu izby, wyglądał charakter mieszkańca co ją ani chciał ani umiał czysto i porządnie utrzymać. Nikt zresztą nie dbał aby mu było piękniej i lepiej, i żywe oko nie zajrzało do niej.
Jaś siedział, ręce sparł na kolanach, i twarz ukrył w dłoniach, zamyślony gorączkowo; rzucał się niekiedy, wstawał i siadał znowu — gwałtowny bój się w nim odbywał.
Dwie myśli szarpały go — kogo miał wybrać na sprzymierzeńca — Anielę, którą tak niebacznie odepchnął, czy Sobockiego, w którym upatrywał silną ale niebezpieczną pomoc. Z Anielą był panem siebie i położenia; z Sobockim zmieniał się tylko w narzędzie. Poznał się na nim i obawiał go, ale mu był potrzebny.
— Spróbuję naprzód z Anielą — rzekł żywo i wyszedł.
Pokój panny Anieli, a lepiej jej apartamencik dzieliło tylko przejście od mieszkania Kasztelanica. Było to gniazdko tak świeże i ładne jak barłóg Jasia ohy-