Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.

ski podcierając czuprynę do góry na wzór pana — on tam może go nie ma, albo schował na ostatnią godzinę... a zresztą, co to gadać o sumieniu... Nie był on pierwszym.
— Ale był ostatnim! — śmiało odparła Aniela.
— No! o tem potem! — odezwał się Termiński kładąc ręce w kieszenie.
— Panie Termiński, czy to się godzi? — płonąc się zawołała kobieta.
— Ale sza! sza! ja przychodzę w dobrej chęci... zaraz to Waćpanna uznasz. Ot tak, w dwóch słowach: ja zrobię to że się ożeni, familji fimfa, ale co mnie za to?
— Cóż ja mam, żebym mogła czem rozporządzać?
— Ba! dziś to czem pani rozporządzać możesz — rozśmiał się stary wyga — dla mnie obojętna; ale poszedłszy za mąż, dostanie pani jeśli nie cały zapis fortuny, co prawie pewne, bo mu nasadzim notarjusza na kark jak będzie miał konać, a mam gotowego i dobrego, to przynajmniej część znaczną... Cóż ja tedy wezmę?
— Mów Waćpan sam swoje warunki — cicho i cieniutko odpowiedziała Aniela — ja się z góry na nie zgadzam.
— Za tę grzeczność grzecznością płacę, targować się nie będę, nie chcę wiele; będziesz pani mieć miliony, a pewnie krocie, ja nie żądam nad pięć tysięcy... dukatów.
— Zgoda.
— Teraz chodzi o pewność! ludzie jesteśmy!
— Jakąż ja mogę dać pewność, jeśli mi pan nie wierzysz?
— Ba! — zamyślił się pan Termiński... — to prawda... do ostatniej chwili w mojej być może mocy rozerwać ślub, gdybym tylko o onym pułkowniku napomknął. (Tu panna Aniela zarumieniła się i żywo chustkę podniosła, jakby nią oczy chciała zakryć). A zatem gdy przyjdzie do formalności, wprzódy zapis, po-