— To co tu widzisz, nic jeszcze, panie Mateuszu — rzekł Jaś idąc powoli do celu — ja nie głoszę przed nikim co on ma, bo na co ich rozłakomiać; i tak już szaleją żeby to połknąć... ale tak między nami, bracie, majątek majątkiem, srebra to głupstwo, ale grube pieniądze są w gotówce.... i klejnoty wielkiej wartości.... Widziałem u niego ze dwadzieścia pierścieniów różnych, z któych najgorszy zapłaconyby być mógł pięćset dukatów.
— No, i proszę cię, zkąd ten człowiek przyszedł do takich pieniędzy? juściż się ich nie dorobił uczciwie... ani odziedziczył.... w tem coś jest.
Jaś udał dzieciaka i bardzo czułego brata; niby się zwierzał, ale to tylko powiedział co chciał, jak gdyby mu mimowoli się wyrywało.
— Ja się coś domyślam.
— No! a cóż takiego?
— Ale to — tylko tobie powiem.
— Powiedz, tylko mnie, masz rację, tylko mnie — chciwie dopytywał Sobocki.
— On to wszystko gdzieś po świecie w karty powygrywał.
— A! sto tysięcy czartów! Otóż to mówią w karty nie grać! patrzcie ot! co to karty dają.... ale onże w karty nie gra?
— Teraz już nie gra, musiał sobie słowo dać, czy nie wiem tam co zresztą.... raz tylko na dzień gra ze mną partją w warcaby. Ale to pewno, że grywał grubo i ogrywał.... poszczęściło się i przestał.
— Ja zawsze mówię — odpowiedział Sobocki, machając ręką — że jeśli którędy ma do człowieka przyjść szczęście to chyba przez karty...... to pewna. Ot, patrzajcie!... miljonowy chłop..... z ósemki i asa! To szelma!
W ten sposób wywoływał Mateusz, Jaś dał mu się nawyklinać i nawykrzykiwać do woli, potem przerwał:
— Śliczny majątek; sam klucz Strumieński wart parę miljonów, i więcej może, drugie dwa, kto wie, to co jest w tym domu... to piękna fortuna.
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/261
Ta strona została uwierzytelniona.