rzec nie postrzegł... wysunęła rękę i podała ją rozpustnikowi, który do ust ją przyciągnąwszy pocałował.
O! gdybym mógł odmalować ten obrzydliwy całus trupa, w którym chorobliwy zawrzał płomień, — całus szatana, w którym nie było szału miłości, ani jej wdzięku, tylko żądza piekielna, upojenie szkaradne, samolubne, ohydne... Od pierwszego pocałunku, tego nektaru boskiego poety, od tych dwóch lutni zgodnego dźwięku co się zlewa w jedną całość — do namiętnego dotknienia co ma zmarłe zmysły rozbudzić, ileż to przejść musi człowiek stopni, nim tak spadnie, że w suchej łupinie szuka rozkoszy ostatka, wysysa próżno nektar co go upajał. Ten pocałunek sam już był grzechem.
Wzdrygnęła się wewnątrz kobieta, ale uśmiechnęła po wierzchu; westchnienie aktorki wyrwało się z jej ust, które obrzydliwość krzywiła a uśmiech pokrywał.
— O, jak mi pana było żal dzisiaj! — zawołała niby z uczuciem — ta zgraja, ten szum tyle ciekawych oczu... i to uczucie jakiem napawać musiała chciwość dziedziców — znużyć pana i zniecierpliwić musiały okropnie.
— A! a! — kaszlnął stary — trochem się to ja zmęczył, ale wiecie jakiego doznałem najwięcej uczucia — rzekł pochylając się ku niej, tak że głową dotykał sukni.
— Jakiegoż proszę? o! to ciekawe.
— Uczucia zaspokojonej zemsty... wszystkich ich z kwitkiem odprawię, choć wszyscy pójdą z nadzieją. Uśmiechnąłem się im ślicznie... ale zjedzą djabła! — Stary zgrzytnął zębami. — Głupi! głupi!
Oczy mu błysły czemś piekielnem.
Aniela uśmiechała się tylko; ta nowina tak dla niej była pożądaną! Jeśli oni szli z kwitkiem, ktoś przecie musiał z tego korzystać, czemu by nie ona?
— Zasłużyli bo na to natrętni ludzie — dodała — to wyraźny spisek!
— O! spisek i ślicznie im się udał... Piotruś niewinny robaczek — szydził Szambelan — podjął się wi-
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/286
Ta strona została uwierzytelniona.