Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/297

Ta strona została uwierzytelniona.

— O! bo Staś — przerwał łagodząc Hieronim — najbliższą znajomość zabiera z zającami w polu, i kwiatkami, które zbiera i suszy.
— Jakto? przerwała Hiacyntha — pan dla ulgi cierpiącej ludzkości... zbierasz i suszysz zioła?
— Nie ze wszystkiem — odpowiedział uśmiechając się Staś — bo rumianku i mięty nie suszę, ale bawię się herboryzacją... to jest nauką o roślinach.
— Wdzięczne to, urocze zajęcie! odparła panna, czując się poniekąd obowiązaną do utrzymania rozmowy gdyż się miała za najmędrszą z całego grona — zajęcie tak stosowne dla młodości, która jest sama kwiatem!
— Znałem profesora bardzo okularowego, który mu się z zapałem oddawał — rzekł Staś oburzony, że go spychają do kurteczki i krezki, z której dawno wyszedł.
— Tak? ale jestli co wdzięczniejszego — rzekła panna nie dając się zbić — nad to połączenie młodości z kwiatami? Jedno tak do drugiego podobne!
— W istocie — podchwycił Staś — oboje więdnieją tak prędko!
Nie było to bez intencji, ale intencja poszła nieschwycona w morze zapomnienia, a panna Hiacyntha zwiędnienia nie biorąc do siebie, mówiła dalej:
— Myśl trafna; zapiszę ją w sztambuchu swoim, w którym notuję wszystko co posłyszę pięknego. — Tę zdobycz będę panu winna.
— A! pani! — zawołał Staś — proszę na mój karb nie kłaść tej myśli, bobym mógł uchodzić za złodzieja. Jest to myśl, którą przynajmniej tysiąc pisarzy ukradło u tysiąca innych, a pierwszym jej autorem musiał być niezawodnie stary Adam, jeśli w jesieni kiedy zebrało mu się na zły humor....
Wszyscy się zrozumieli, Julja tylko nie, bo była nie rada kierunkowi rozmowy już odbiegającej od obecnych spraw i teraźniejszości, w której kółku lubiła ją trzymać.