Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.

mogąc wytrwać, stanął przed bramą i pieszo wszedł w dziedzińczyk. Oczy go nie zwodziły: żona, córka, były u Hieronimów. — Cóż się to stało? — pomyślał — one co tak ich nie cierpią serdecznie... to coś doprawdy dziwnego... Ale ba! — dodał w myśli — tam jest Staś! rozumiem wszystko. — Kuta baba! — powtarzał w duchu, ciesząc się przebiegłością żony.
W tej chwili jednak kuta baba nie w swoim była humorze, powitała męża zimno, Staś, któremu Paweł zwiastował powrót ojca, także smutno bardzo nań spojrzał i westchnął po cichu, reszta towarzystwa przyjęła go ceremonialnie.
— A ojciec mój? — spytał nieśmiało Stanisław.
— Dziś tu będzie niezawodnie! — odparł pan Paweł.
Zły humor gościa nie uszedł wprawnego oka Julji; powstała żywo, pożegnała skinieniem głowy gogardliwem przytomnych i pospieszyła z mężem do domu.


III.

Dziwnie słabi są ludzie; miłość własna tyle ma władzy nad niemi, że często najrozumniejszym odbiera moc zdrowego sądu o uczynkach i tem co się ich samych dotycze. O drugich wyrokują trafnie, o ich obrotach umieją wyrzec zimno i sprawiedliwie; gdy przyjdzie do siebie samych, mylą się najzupełniej, a jeśli sumienie podpowie im szczerą prawdę, to miłość własna tyle ma do zarzucenia, tak uśmierza i łagodzi wyraz sumienia, że w końcu przerobi go na swoje kopyto. Nigdy może w znacznej gromadce ludzi różnych, ta prawda tak jasno na wierzch nie wyszła, jak teraz, gdy się wszyscy poczęli ze Strumienia rozjeżdżać. Przyjął ich wszystkich zarówno grzecznie, uprzejmie, dworacko Kasztelanic; dla każdego znalazł słówko pochlebne, każdemu coś powiedział miłego, nikomu je-