bogaty; on grozi cale czem innem... chce zmusić procesem do ożenienia... przynajmniej tak się odgraża.
Staremu oczy krwią zaszły, ale od śmiechu parsknął.
— Termiński! — zawołał — i ty temu wierzysz, a myślisz że ja dam wiarę?
— Ale to prawda, Jaśnie panie, to najistotniejsza prawda! Panna Aniela truchleje na wspomnienie brata, boi się jakiej awantury, myśli uciekać.
Stary głową pokiwał — rzekł — cóż ty myślisz o tem, Termiński?
— Co ja myślę? — rzekł oburącz chwytając ostatek odwagi sługa... — Czy Jaśnie pan przywiązany jesteś do panny Anieli czy nie, w tem kwestja; czy bez niej się obejść możesz?
Kasztelanic spojrzał na niego z pod oka, skrzywił usta.
— To pytanie zuchwałe — rzekł powoli — przywiązany!! ha! ha! człek się i do fotelu przywiązuje nałogiem. W moim wieku zmiana choć się jej czasem zachce niebezpieczna, zbyt irrytuje, zbyt pobudza, wycieńcza — póki się człowiek przyzwyczai, dopóki pozna, oswoi, czas się drogi traci; nie chciałbym nikogo zmieniać przy sobie... ale...
— Ale co, Jaśnie panie?
— Ale cóż mam począć z tym bratem, kiedy taki zuch.
— Jaśnie panie — z westchnieniem rzekł Termiński, grając rolę poważnego doradcy. — Gdzie pan znajdzie tyle przywiązania, tyle serca, tyle poczciwości, taką łagodność i charakter jak panny Anieli — to trudno! To perła! Uczciwa, pobożna!
— Nie chwalże jej tak Termiński; będę myślał że ci co za to obiecano...
Sługa się zaczerwienił, i oburzył niezmiernie.
— A! Jaśnie pan nie znasz sług swoich! godziż się takiem słowem ich kaleczyć?
— No! no! dalej, do czego szedłeś?
— Mam wszystko powiedzieć?
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/306
Ta strona została uwierzytelniona.