Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/310

Ta strona została skorygowana.

ukośnie, co niemało zabrało mu czasu, ale nareszcie pożądany otrzymał skutek.
Oko jego, drżące niepokojem i ciekawością, przylgnęło do tego otworu, któren teraz odkrywał mu już tajemnicę dla wszystkich dotąd osłonioną i nieodgadnioną.
Pokój, w którym Kasztelanic zamknięty część dnia samotnie przepędzał, miał dwoje okien od podwórza zakratowanych. Jedno z nich zabite było okiennicą na zawsze, drugie od dołu grubą zasłonione firanką, i w pół przeźroczystym zapuszczane storem. Jaś ujrzał w pół mroku kilka naprzód szaf i kufrów zamkniętych, do koła ścian ustawionych. W pośrodku był wielki stół, zasłany suknem zielonem, a przed nim wygodny fotel i krzesło. Na stole leżały rzędami stosy kart, taljami poukładane bardzo porządnie, kilka arkuszy papieru i marki jakieś. Na ścianach cztery wielkie obrazy w przepysznych ramach złoconych przedstawiały o ile mógł dojrzeć nagie jakieś postacie w rozmaitych położeniach...
Zresztą, nic tu nie zwracało uwagi, a Jasia najbardziej zajęły karty, — których celu i potrzeby nie mógł zrozumieć, bo Kasztelanic nigdy w nic nie grywał — i papiery jakieś z kałamarzem i piórami w drugim końcu stołu. Długie godziny samotne, które tu przepędzał Kasztelanic! jeszcze dla niego były tajemnicą. A że mu wielce zależało na dowiedzeniu się jak ich i na co używa, postanowił zatrzymać się, doczekać jego przyjścia i wypatrzeć co tu robił.
Wcześnie więc oko przyłożywszy do dziurki, starając się najmniejszego nie zrobić szelestu, układł się na górze i czekał. Godziny szły nadzwyczaj powolnie, i już Jasiek niecierpliwić się poczynał, gdy usłyszał klucz chodzący w zamku, skrzypiące drzwi, i nie bez drżenia ujrzał Kasztelanica wsuwającego się powolnie do pokoju... Twarz jego była zmęczona, zbladła, oko nabrzękłe, postawa malująca utrudzenie. Wszedłszy zaryglował się natychmiast, postąpił kilka kroków powolnie, zamyślony, spojrzał na zegarek i przybli-