Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/311

Ta strona została uwierzytelniona.

żywszy się do stolika przerzucił naprzód papiery jakieś, które zdawały się rachunkami zapisane.
Jaś oddech i życie w sobie wstrzymywał jak mógł, cały będąc okiem, cały wejrzeniem. Chwilę trwał przegląd papierów powolny; Kasztelanic poszedł do jednej z szafek, za której otwarciem ukazały się w niej stosy kart, książki i różne drobne buteleczki; wziął parę talij, obejrzał bacznie i zasiadł z niemi w fotelu.
Tego wszystkiego dotąd Jaś nic zrozumieć nie mógł — stary począł karty tasować, mieszać, przygotowywać, wreszcie spojrzał na próżne krzesełko, jak gdyby na niem kogo widział (stało ono z boku) i począł grę dziwną.
Rzucił karty na trzy dzieląc je kupki, z krwią zimną, z uwagą wielką, ale bez oznaki najmniejszego wrażenia; niekiedy tylko okiem na próżne krzesło skinął, zastanowił się chwilę i znowu ciągnął. Gdy się talja skończyła, zaczął coś pisać kredą, wziął inne karty i znowu rzucał, znów rachował, zastanawiał się, zdawał coraz rozogniać, ożywiać, nawet uśmiechnął parę razy i w przestankach zatarł ręce.
Jaśkowi zdawało się to wszystko niezmiernie do szaleństwa podobnem, i całej tej roboty tajemniczej z kartami zrozumieć i wytłumaczyć sobie nie mógł.
Tymczasem jednostajne to zajęcie przeciągało się coraz dłużej, bez żadnej zmiany, i znużony chłopiec z trudnością wytrwać mógł w położeniu, na którem go w początku utrzymywała ciekawość. Kasztelanic grał z próżnem owem krzesełkiem, pisał, mazał, ciągnął i nie było temu końca. Głos bijącego zdala zegara obudził go nareszcie: podniósł głowę, położył talję, spojrzał na swego nieodstępnego Bregueta, i szybko dokończył talji. Potem zdawał się pilno jakiś robić rachunek, odsunął karty i skierował się ku drzwiom, coś zapisawszy na papierze.
Wszystko to co tu widział, było dla Jasia niezbadaną tajemnicą, a czego najbardziej pragnął, tego wyśledzić nie potrafił. Co się zawierać mogło w szafach i kufrach, co były za papiery na stole, czy gdzie nie