Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/316

Ta strona została uwierzytelniona.

— Rozumiem — odparł Termiński nalegając znowu — ale jakże się poradzi?
— Mówiłem ci że do zbytku jesteś ciekawy — rzekł stary — a ja nie lubię się spowiadać nikomu. Rób co mówię i basta.
— O! boby też to była wielka dla Jaśnie pana strata — dodał kamerdyner szybko — gdyby się trzeba było rozstać z osobą takich zalet jak panna Aniela. Trudno takiej drugiej, trudno!
— To mi codzień powtarzasz, umiem na pamięć... darmo gębę studzisz...
— Jak nie mam powtarzać co myślę?
— Gadaj sobie po cichu! kiedy cię język świerzbi... — To mówiąc ubrany zasiadł do czekolady.

Gdy się to dzieje w Strumieniu, Jaś spieszy do miasteczka z równie śmiałem jak Termińskiego i Anieli przedsięwzięciem. Przez czas jakiś dobrze się przypatrzył ich obrotom i wrażeniu, które czyniły na starcu; postrzegł jego zniecierpliwienie, obrachował, że wkrótce ostatnim szturmem zgubić się muszą. Zdało mu się, że wszystko teraz pochwycić będzie mógł, gdy tylko zechce. Myśl którą powziął była zuchwałą w istocie i tylko niedoświadczenie Jasia a zepsucie jego usprawiedliwić ją mogło. Przewidując chwilę w której Kasztelanic odepchnąć będzie musiał Termińskiego i Anielę, chciał zawczasu przysposobić dla nich godnych zastępców, którychby był całkiem pewny. Tej myśli nie chciał się jednak zwierzyć Sobockiemu, nie całkiem mu ufając, i pozornie tylko działając z nim razem. Teraz otwierać się zdawało pole zrobienia czegoś samemu przez się. Na miejsce kamardynera i ulubienicy chciał wsadzić ze swej ręki, posłuszne sobie i niemogące mu szkodzić stworzenia. Sprawę testamentową oddzielił od tej, na wszelki tylko wypadek podrobiony przygotowując dokument. Dojeżdżał więc do miasteczka wielce zajęty trudnością zadania, nie wiedząc jak mu podołać bez pomocy ludzi, obawiając się jej z drugiej strony, snując i porąc[1] wnioski najdziwniejsze, ale z mocnem postanowieniem dokonania co zamyślił.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; możliwe, że zamiast porąc winno być rojąc.