Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/319

Ta strona została skorygowana.

tylko zaglądając do domu, by się z żoną ujadać — brakło chleba, brakło drew na kuchnię, sługi pouciekały, Antosia została samą i w głowie jej się przewracało.
Widząc zbliżających się z mężem gości, których z daleka poznać nie mogła, porwała się biedna kobieta z ławki i uciekła do domu, zatrzaskując drzwi za sobą; Sobocki śmiał się dziko.
— Zjesz kroćset djabłów! — mówił po cichu do siebie — tylko ja cię nagnę na swoje, i oduczę borukania się ze mną. Nie na tom ja ciebie wziął, żebym przed tobą tańcował, ale żebyś ty mi skakała. I do stu tysięcy czartów! będziesz mi skakać jak zagram.
Tu mruczący wpadł z krzykiem do dworku, wołając zaraz od progu:
— Hejże światła! samowar! Jest tam kto? Antosia.
Ale nikt się nie odezwał.
Pijani towarzysze tymczasem popadali w prawo i w lewo na kanapy i krzesła, podśpiewując, wtórując gospodarzowi i ziewając głośno. Jaś przypatrywał się nieśmiało od progu.
Sobocki, widząc że nikt mu nie odpowiada, ze złością poszedł do trzeciego pokoju, w którym się zamknęła żona i począł bić w drzwi zamknięte.
— Cóż to jest? co to ma znaczyć? — wołał!
— Idź spać gdzieś się upił! — odpowiedział głos z za drzwi — a daj mnie spocząć i dziecięciu...
— Otwieraj!
— Nie otworzę.
— Drzwi każę wyłamać...
— Rób co chcesz, ale jeśli mnie doprowadzisz do ostatka... nie odpowiadam za nic.
Raz i drugi stuknął ręką i nogą we drzwi rozzłoszczony pisarek, ale widząc że im nie podoła, dał pokój i powrócił przeklinając.
— Co tu robić? — rzekł do Jaśka — twoja godna siostrzyczka tak się ślicznie jak widzisz zemną obchodzi... Niechże ją wszyscy djabli wezmą! rozprawim się kiedy indziej; proszę cię z sobą do starego Nysona...