dowierzać. Mina jego głębokie zamyślenie i nieledwie strapienie malowała. Sobocki wciąż nalegał.
— Ha! — rzekł wreszcie wezwany podnosząc głowę — proszę mi dać do jutra czasu, żebym się rozmyślił; w służbę iść nie chciałem, głowa zajęta czem innem; potrzeba się wprzódy dobrze naradzić z sobą...
— Pamiętajże — dodał mu Sobocki na ucho cicho odprawiając go — że od tego twoja sprawa zależeć będzie...
Długo jeszcze trwała rozmowa między szwagrami, którzy do nocy pili herbatę, zajadali i badali się wzajemnie. Sobocki mocno był tem uderzony, że Jaś mu w początku nie pokazał się czem był w istocie i dla niego udawał głupowatego — oburzyła go ta chętka oszukania; zapisał ją sobie, żeby za nią zapłacić. Nie pokazał jednak bynajmniej bratu żony, że się na tem poznał.
O testamencie mowy nie było, nic pewnego nie postanowiono jeszcze, ale Jaś skłaniał się na przygotowanie go, by w razie potrzeby mógł być podrzucony; zdawało mu się bowiem, i nie bez przyczyny, że charakter Kasztelanica nie dozwala przypuszczać wczesnego obmyślenia testamentu.
Późno już Sobocki odprowadził Jasia do izdebki jego u Arona i pożegnawszy, powrócił do domu, by tam nową z żoną odegrać scenę. Pomimo niezmiernej ilości rozmaitego trunku którą pochłonął, kancelista był prawie zupełnie przytomny i idąc uśmiechał się nadziejom, co po nad nim wzlatywały.
Jaś tymczasem wielkiemi krokami mierzył swoją stancyjkę, niespokojny że się wygadał i zdał na łaskę człowieka, którego w duszy najmocniej się lękał. Wspólnictwo czyniło go niewolnikiem Sobockiego, a podołać mu chytrością nie czuł w sobie odwagi i siły. Uspakajał się rozmaicie, cieszył, ale lekarstwa nie działały wcale; sen uleciał, strach owładnął i ze dniem dopiero zasnął, nierozebrany rzuciwszy się na posłanie.
Obudziło go silne do drzwi stukanie: był to Sobo-
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/329
Ta strona została uwierzytelniona.