cki, któremu godzina spoczynku wystarczała, który oddawna był już na nogach, i z papierami pod pachą spieszył pokazać się w kancelarji, by się od niej pod jakim pozorem na resztę dnia uwolnić.
— A co ty śpiochu leżysz? — zawołał spoglądając ciekawie na Jaśka, który mu otwierał zaspany, w pomiętem i zwalanem odzieniu. — Kładłeś się widzę nierozebrawszy nawet?
— To skutek twojego przyjęcia zbyt gościnnego — rzekł Jaś usiłując znowu po trzeźwemu odegrywać role głuptaszka tak, aby spryt spadł na trunek.
— Przyjdzie tu zaraz Puślikowski — szybko dodał Sobocki — rób z nim co chcesz, ja go już zupełnie skłoniłem do przyjęcia służby; powiesz mu do czego ma się wcześnie przygotować; mnie spieszno do kancelarji i w drugie jeszcze miejsce, bo podobno i na urząd Anieli już kogoś mamy...
— Jakto? już i to zrobione? — rzekł zdumiony Jasiek.
— Ze mną tak — czwaniąc się trochę odparł kancelista, z ukosa spojrzawszy na Jaśka... — i prędko i dobrze!... do zobaczenia. — To mówiąc wymknął się z uśmiechem zadowolnienia.
Jaś został w rozmysłach głębokich, w których go zachwycił wchodzący z pokorą i bojaźliwem wejrzeniem Puślikowski.
Zmierzyli się oczyma, a młody chłopak przez powłokę smutku i cierpienia, okrywającą twarz sługi, dojrzał teraz na niej wyraźniej roztropność i dobroć.
O ostatnią najmniej mu chodziło, bo chciał tylko cierpliwości i zręczności od swojego kandydata.
— Czekam na pańskie rozkazy! — odezwał się Puślikowski z westchnieniem rezygnacji...
— Więc Waćpan wiesz już zapewne u kogo służyć będziesz? — rzekł Jaś.
— Nic a nic.
— A zatem, słuchaj i dobrze pomnij co mówić będę; zapłatę otrzymasz dobrą, może wynagrodzenie w przy-
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/330
Ta strona została uwierzytelniona.