Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/332

Ta strona została skorygowana.

trzną; rzucił się na krzesło, potarł włosów, zagryzł pałce i krzyknął:
— A cóż! kontent jesteś z mego Puślikowskiego?
— Bardzo!
Puślikowski się nisko ukłonił.
— Teraz — rzekł Jaś — na przypadek, potrzeba go oporządzić, żeby był gotów na pierwsze skinienie moje, i niech czeka.
Sobocki dobył sakiewki i pomyślał, porachował i jako zadatek dał kilka rubli odchodzącemu, mówiąc: Pójdziesz do krawca Abramka, niech ci miarę weźmie na suknie porządne.
Po chwili sami z Jasiem zostali, który pałał ciekawością dowiedzenia się czegoś o drugim zastępcy, o kandydacie na pannę Anielę.
— Wspomniałeś mi — rzekł — o jakiejś pani, czy pannie....
— Właśnie chcę cię do niej zaprowadzić — odpowiedział Sobocki — bo jużem się z nią widział i coś jej napomknął o tem... Ale ty znasz lepiej gust stryja; powiesz mi czy umiałem wybrać.
— Naprzód, jestże to co przyzwoitego?
— O! ba! spodziewam się! — zawołał kancelista — tak dalece że aż nadto nosa zadziera.
— Zmiłuj się, któż to taki? co to za jedna?
— Kobieta czy djabeł, z pewnością powiedzieć nie mogę — rzekł po chwili Sobocki — ale to pewna, że jak żyję anim widział podobnej, anim sobie wyobrażał, żeby pod słońcem była. Zkąd to wyszło, nie wiem i nikt dotąd nie doszedł; ale wychowana jak księżniczka, piękna jak królewna, a sprytna jak żydówka, kiedy chce utargować. Lat temu będzie trzy, jakiś magnat jadący do Warszawy z tą panią, rozchorował się tutaj i umarł. Została tedy, bo krewni jacyś przypytali się po nim do sukcesji, tak, że grosza słyszę przy duszy jej nie zostawili, i nie było czem opłacić na stancji, bo z jakiegoś wielkiego gniewu, obrali ją nawet do fantów. Od tego czasu, żyje ta jejmość tu na bruku, w porządnym domku, z czego i jak nie