Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/333

Ta strona została uwierzytelniona.

wiadomo; przyjmuje ogrom młodzieży, trzepiocze się, czasem podbałamuca studentów i starych wisusów, od wszystkich musi coś wydurzyć; a wesoła, a pewna siebie! Zobaczysz! Co się tycze wychowania, talentów, i znalezienia się, daleko pannie Anieli do niej; twarz jakby miała lat dwadzieścia kilka, choć dużo podobno więcej pamięta, a sprytna jak brzytwa.
— O! o! żeby tylko nie była nazbyt znowu przebiegła, bo by nas wszystkich mogła daleko zapędzić? — zapytał Jaś niespokojny.
— A! to trzeba w istocie rozważyć! bo jej dowierzać nie można, kogo zechce usidli, jaką chce odegra rolę... i co zechce to dokaże, zwłaszcza ze starym rozpustnikiem jak stryjaszek dobrodziej.
— No, ale czyżby się podjęła na wieś, do takiej pustyni, na wieczne nudy jechać?
— Są bo widzisz okoliczności różne, które ją do tego zmuszą — rzekł Sobocki — coraz jej tu gorzej się wiedzie; brak ludzi, co jest to hołysze, uważałem że koło niej kręto bardzo i coraz ciaśniej. Tymczasem buziaczek może obkwitnąć, trzeba o sobie pomyśleć....
— Wspomniałeś jej co o tem?
— Tak, trochę napomknąłem.
— I cóż?
— Odpowiedziała ni to ni owo, ale ją mam w ręku, to pewna.
— No! przyznać ci muszę, że z ciebie człowiek jedyny — odparł Jaś — jeśli się tu tak uda jak z Puślikowskim, wart jesteś żeby cię ozłocić. Ale chodźmy zobaczyć twoją panią, jakże się nazywa?
— Bóg wie, znają tu ją pod nazwiskiem pani Tryze... Zobaczmy tylko która godzina, bo nam, się kazała stawić na dwunastą... dochodzi... możemy ruszać.
To mówiąc, z domu Arona powiódł Sobocki Jasia na jedną z bocznych ale najczyściejszych uliczek. Tu, przyparty do starych opustoszonych murów dawnego zamku, stał domek z ogródkiem maluteczki, nie nowy, ale wesołą mający fizjognomję, bo go otaczała zieloność i drzewa. Sztachety oddzielały maleńką przestrzeń,