Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/334

Ta strona została uwierzytelniona.

zajętą kwiatkami nie bardzo wykwintnemi, ale pielęgnowanemi starannie; domek miał minę uczciwego mieszkania urzędnika lub właściciela. W jego okienkach z dala misterne widać było firaneczki, wazoniki i pieska, który w szyby patrząc, wartował. Pusto tu było i cicho.
Weszli przez maleńką sionkę czystą, umiecioną i utrzymaną z widocznem staraniem. Z tej do pokoju zakrawającego na salonik, ciemnawego, nie bardzo przystrojonego, w którym ubóstwo kłóciło się z pretensją wytworności.
Meble były tych oklepanych kształtów właściwych miejscu, które zobaczysz wszędzie, aż do zajezdnych domostw, kanapa do nich podobna, ale pokrycie smakowne choć tanie, nieco je podnosiło.
Pod oknem stał lichy fortepianik, a na półce były graciki, między któremi niektóre kosztownością zastanawiały.
Na wielkim okrągłym stole, okrytym wypłowiałą ale drogą makatą, stał bukiecik przywiędły. Smutno tu było czegoś, ponuro, bo wszędzie przez szpary kłamanej elegancji, wyglądało piszczące ubóstwo. Ale dywanik wyścielał drogę do drugiego pokoju, i poduszki haftowane suto zdobiły niewykwintne siedzenia. Obejrzeli się ledwie przybyli, gdy nie dając im czasu do rozmysłu i wniosków, ukazała się pani domu.
Jaś ciekawe oczy w nią wlepił i stanął osłupiały.
Wyobraźcie sobie państwo co ją znacie, loretkę paryzką, zmuszoną do życia w jednem z naszych najlichszych miasteczek, upadłą, zgnębioną, przygniecioną położeniem, a usiłującą miną nadrobić i nie dać się zwyciężyć ani poprawić nieszczęściu.
Pani Tryze była tak śliczna, tak urocza, jak gdyby piękniejsza dusza mieszkała w tej postaci, na wzór dla malarza, na ideał dla kochanka stworzonej. Życie przeszło po niej, jak wieki płyną po marmurowych Grecji posągach, nie nadwerężywszy jej wdzięku, nie odjąwszy jej promieniejącej piękności, nie zgasiwszy ognia co z oczu jej strzelał dziś jeszcze. Słuszna, wysmukła,