Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/337

Ta strona została uwierzytelniona.

się mgłą łzawą, smutkiem kapryśnym, zamyśleniem dziwacznem... Cały tam świat dumań, szybko jak błyskawice przelatujących, musiał się zmieścić między jednem a drugiem. Wstała milcząca, spuściła głowę, przeszła się po pokoiku, któren szyderczym teraz objęła wzrokiem i zbliżyła się do zdziwionego Jasia, wracając do zalotności powszedniej z którą go powitała.
— Prawdziwie — odezwała się — ze wszystkich wypadków mojego życia, bogatego w wypadki, to może najdziwniejszy. To mi daje miarę mojego upadku! Na co zeszła biedna Eliza! — wpół serjo, wpół żartem zawołała łamiąc ręce... — ale są okoliczności — spojrzała dwuznacznie — w których się wiele robi!!
— Mogę się więc spodziewać? — spytał Jaś.
— Że pojadę na ochmistrzynię do waszego Kasztelanica — dorzuciła szybko — a tak! tak! muszę! Wolę to, niż gnić w tem małem, przemierzłem miasteczku, gdzie żyję wśród szui, i gdzie mnie sądzą ludzie po sobie... Bądź pan spokojny: ze starym kapryśnym rozpustnikiem dam sobie rady; nie boję się go wcale, nie będę mu płakać i scen czułych odegrywać, ale go śmiechem i szyderstwem dobiję... Zresztą! tu! tam! niżej czy wyżej! gorzej czy lepiej! — zakrzyknęła z jakimś dziwnym wyrazem — byle skończyć, byle żyć póki wątku staje i dograć tej głupiej komedji do końca.
To mówiąc ruszyła ramionami; Jaś nic nie rozumiejąc, spoglądał na nią ciągle zdumiony i coraz bardziej wdzękiem tej oryginalnej postaci przejęty.
Nie wiem, czy ta rozmowa tak dziwna, czy przykre położenie kobiety, czy wspomnienia rozdrażniły mocno panią Tryze; była widocznie podnieconą, rumieniec tryskał jej z twarzy, ruchy szybkie, rzuty oka ogniste, oddech przyspieszony, dowodziły niezwykłego stanu duszy. Na przemiany to uśmiech, to wyraz bólu i dzikiego szyderstwa, prześlizgał się po jej ustach, a słowa towarzyszące im, plątały się dziwaczną tkaniną niezrozumiałych utyskiwań i odgróżek.
— Nieprawdaż — mówiła — że to los godzien zaz-