Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/338

Ta strona została uwierzytelniona.

drości! Ochmistrzynią u stoletniego starca, co kocha z rzędu wszystkie swoje ochmistrzynie dla rozrywki! Cha! cha! cha! to wyborne! Godnam była tego końca! śliczny wieniec życia! Tak być musiało! tak być powinno! A musi być miły stryjaszek? nieprawdaż?
Ruszyła ramionami. — Pani Eliza Tryze ochmistrzynią! A! juściż to lepsze, niż pani Eliza w małej mieścinie niewiedzieć czego siedząca i po co? którą palcami pokazują jako kochankę wszystkich co u niej raz byli!!... To lepiej... A więc, jadę do tego Strumienia.
Jaś przerwał mowę kilką słowy.
— Nie prędzej — rzekł — aż dam znać i przyszlę po panią, to jest gdy wszystko gotowe będzie na jej przyjęcie.
Uśmiechnęła się dziwnie.
— Wierzcie mi, niecierpliwie czekać będę; to coś nowego w żeciu, któremu tak brak zajęcia i nowości — to bardzo ciekawe dla mnie i zabawne; pragnę, żeby to było jak najprędzej...
— I ja się o to starać będę...
— A więc umowa zawarta! — zawołała klaskając w ręce — to wybornie! to wybornie.
I śmiała się do rozpuku.
W tem nadszedł lisiem okiem mierząc ich oboje Sobocki; pani Tryze poskoczyła przeciwko niemu.
— Dobiliśmy targu — odezwała się śmiejąc ciągle — jadę do Strumienia na klucznicę!
— No! to i dobrze! — rzekła kancelista — spodziewam się, że wszystkim z tem dobrze będzie.
— A mnie — spytała kobieta nagle — i mnie myślisz, panie Sobocki?
— Dlaczegóż nie — odparł cynicznie przybyły — spokojny i dostatni kawałek chleba.
— Zapewne — robiąc minkę śmieszną piszczącym głosem staruszki odezwała się pani Tryze — kawałek chleba z miłosierdzia! dla mnie i to dobre! O! jak to pociesznie! jak to pociesznie — dodała — okręcając się po pokoju.