Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/340

Ta strona została uwierzytelniona.


V.

Gdy się te intrygi knują w miasteczku, w Strumieniu pozostawieni spiskowi, spieszą z dobiciem swego, rachując na słabość Kasztelanica, na jego osamotnienie i starość do nałogów przyrosłą. Pan Samuel patrzy i nic nie widzi: doświadcza tylko złych humorów, czuje zwiększającą się obojętność ku sobie, skwaszenie starca i swoją w obec tego bezsilność. Rotmistrz je i poluje, poluje i zajada.
Kasztelanic chodzi chmurniejszy niż kiedy, żółty, zestarzały, zdając się zbierać na wielki jakiś krok, na który zdobyć mu się ciężko. Nieraz już westchnął, głowę spuścił i w chwili swej drzymki codziennej, głęboko zamyślił.
Na dobitkę jeszcze, krewni poczęli, przypominając się staremu krewnemu swemu, obsypywać go coraz częściej darami, nawiedzać listami, nudzić komplementami i do reszty zrażać ku sobie natrętnością, w której on widział tylko dowody chciwości. Nie jeden list zdarty został ze złości próżno hamowanej, nie jedno przekleństwo i straszliwy błysk oczów przywitał ofiarę, mozolnie przysposobioną i obmyślaną; starzec jednak tyle miał mocy nad sobą, że każdemu odpisywał grzecznie, uprzejmie i nieledwie czynił nadzieję wdzięczności. W tych trzech dniach, w ciągu których nie było Jasia do pisania odpowiedzi, przyszło sześć listów, a na nie pod dyktą Kasztelanica odpisywał pan Samuel, rad że go przecie do czegoś użyto. Rotmistrz to wszystko krzywo pozakopertowywał, popieczętował plamisto i posłańce odjechali z nadziejami.
Ostatniego wieczora, uprzedzającego powrót Jasia, Termiński, który go się już co chwila spodziewał i choć nie lękał, ale jakoś strzegł instynktowo czując w nim nieprzyjaciela, przypuścił najformalniejszy atak do starca.
Wszedł niosąc pogróżkę przybycia pułkownika, który sam miał zjechać dla upomnienia się o honor siostry swojej. — Kasztelanic zniósł straszliwą groźbę zaciąwszy