Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/346

Ta strona została skorygowana.

— Com zrobił to pewnie z przywiązania do stryja — przebąknął młody chłopak.
— A! ba! dajże mi pokój — uśmiechnął się niedowierzająco Kasztelanic — tem mnie nie obałamucisz... Masz nadzieję że coś zrobił wypłacić ci się powinno; chcesz się pomścić na sługach co tobą pomiatali, to rozumiem; a co się tyczy przywiązania, dajmy temu pokój... ja się na to nie biorę... długo żyłem! znam ludzi dobrze! do starych kości trudno żeby się kto przywiązał!
Jaś nie nalegał.
— Wiele odwagi! wiele odwagi — dodał Kasztelanic powoli i jakby do siebie — to zabawna rzecz! Zobaczymy! zobaczymy! miej wszystko na pogotowiu! Zobaczym! może coś być z tego. Spodziewam się jednak żeś Acan nie zobowiązał się względem tych ludzi? żeś im nic nie obiecał? żeś nie przyrzekł formalnie, i nie zgodziłeś ich na moją kieszeń?
— Wszystko to zostaje w mocy i woli stryja! — dodał Jaś — ja tylko ich wyszukałem...
Na tem skończyła się partja, która i tak chwilę dłużej trwała niż była powinna; obawiał się młody chłopak, by Termiński zmowy nie zwietrzył, i gdy Kasztelanic uśmiechnięty nieco, ale zamyślony razem wychodził do swoich pokojów, Jaś się wysunął jak zwykł był do izdebki w oficynie.
Nie wiem jakiem szczęściem, ważna rozmowa między Kasztelanicem a synowcem nie została podsłuchaną. Termiński nie domyślał się jeszcze niczego, niespokojny dumał tylko, jakby albo swego dokonać, albo się cofnąć w porę. To jednak trudnem było; — za daleko zaszedł, zbyt widocznem byłoby kłamstwo i podejście, zbyt upokarzające odstąpienie; szukał jakiegoś środka i znaleźć go nie mógł. Znał on nadto Kasztelanica, by przypuszczał że się lada czem da mu wykłamać; zdawało mu się że pierwsza bajka o pułkowniku była dobrze osnutą, przekonywał się dziś że nie posłużyła na nic; trudniejszem jeszcze wydawało mu się zadanie wyplątania z niej teraz. Chodził więc