który długiemi laty przywykł do niego, dodała mu zuchwalstwa.
— Jeślim już Jaśnie panu niepotrzebny — odezwał się śmiało....
Kasztelanic spojrzał na niego zimnem mściwem okiem.
— Jakżeś to zgadł! — rzekł chłodno.
Pomimo strachu któren uczuł, Termiński jeszcze nie wyobrażał sobie, żeby do czegoś przyjść mogło, bo ufał zawsze że go nikt zastąpić nie potrafi, nie domyślał się grożącego niebezpieczeństwa; odwrócił jednak rozmowę.
— Czy Jaśnie pan położy się? mam zawołać panny Anieli?
— Swoim porządkiem! swoim porządkiem — rzekł Kasztelanic — powinieneś go się był nauczyć.
Wedle tego porządku, dzwonek dał znać pannie Anieli o jej godzinie; Termiński poukładawszy wszystko usunął się, a ochmistrzyni weszła, jak od dni kilku była zwykle, ze smutną twarzą i wyrazem niespokojności. Jej także zdawało się że nikt zastąpić nie potrafi przy starcu zużytym, nałogowym i obawiającym się najmniejszej zmiany, która życia więcej trochę niżeli zamierzał wyczerpać mogła.
Nie będziemy opisywali tej sceny, która się powtórzyła u łoża Kasztelanica: była ona dalszym ciągiem dawnych, ich rozwinieniem i dopełnieniem. Stary wysłuchał żalów, łez i gróźb z zupełnie zimną krwią i zwykłem szyderstwem, nie odzywając się prawie, lub przerywając tylko wynurzenia kolącem pół słówkiem. Ranna narada z Jasiem wzięła skutek: postanowił uwolnić się od napastników, którzy widocznie na słabość jego rachowali i znosił ostatek prześladowania z obojętnością człowieka, co sobie obmyślił skuteczne na nie lekarstwo.
Nazajutrz, zaledwie przebudzony Kasztelanic rozkazał zawołać do siebie Bulwy. Nie była to godzina zwykła, i Termiński niespokojny, poleciał, nie mogąc się domyśleć co to znaczyć miało. Bulwa schwycony
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/348
Ta strona została uwierzytelniona.