Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/354

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mało się znamy: jak się lepiej poznamy... teraz, spiesz pan spełnić co Kasztelanic mu polecił...
— O! o! wychodząc rzekł do siebie rządzca — kuty! zręczny! dobrego będziemy mieli pana! Trzeba go koniecznie złapać! — Bez tego mogę wylecieć! — To widzę nie żarty! — I nie nałożywszy nawet czapki pobiegł na folwark.
Tymczasem w całym dworze zamieszanie było niesłychane, słudzy latali, szeptali, nowina niespodziana krążyła z ust do ust, zdawało się, że świat na swej osi w inną się stronę poruszył.
Chłopiec pana Samuela przybiegł do niego z wieścią tą, właśnie gdy z rotmistrzem wzdychali i stękali na swoje położenie.
— Wszak to pannę Anielę i Termińskiego słyszę wywożą! — krzyknął wpadając na próg.
— Co? dokąd? śni ci się czy co — spytał pan Samuel.
— Ale jak Boga kocham, prawda! Cały dwór do góry nogami! — Kasztelanica ubiera Paweł, Termiński się pakuje, panna Aniela słyszę płacze, przeklina i szklankami ciska. Bulwa lata jak oparzony... w stajni zadysponowano konie do koczobryka i do wózka...
Samuel i Rotmistrz spojrzeli po sobie.
— Cóż to się stało? to jakaś rewolucja! — rzekł stary zapinając kapotę — trzeba się pójść dowiedzieć!
W tem stanął zamyślony w pośrodku pokoju. — Jaś jeździł do miasteczka — rzekł w duchu do siebie — to jego robota! Ale to tylko początek? Wyprawił dziś jednych, jutro odważniejszy, wypędzi i nas. Trzeba mu tu być samym! — to nie chybna...
— Rotmistrzu! odezwał się — nie ruszaj się z kąta, siedź cicho, nie mieszaj do niczego, mogliby cię wplątać w co! ja sam pójdę się dowiem i rozpytam.
To mówiąc pochwycił czapkę pan Samuel i wysunął się szybkim krokiem z pokoju.
W dziedzińcu obejrzawszy się, nie mógł już wątpić, że to co chłopiec oznajmił było prawdą. Zwykle spokojne podwórze przedstawiało obraz niezwyczajny; wy-