Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/355

Ta strona została skorygowana.

noszono tłumoki, ludzie latali, krzyżowały się rozkazy, kupkami zbierali się ciekawi rozprawiając o dziwnym, niepojętym wypadku. Właśnie w chwili gdy pan Samuel wyszedł, niewiedząc jeszcze gdzie się uda, nadbiegł Jaś, spieszący do dworu i spotkał się z nim oko w oko.
— Dzień dobry ci Jaśku — zapytał stary niespokojnie — powiedz-że mi co tu się dzieje? Jakieś widzę zamieszanie, ktoś odjeżdża? co to jest? Ludzie bajki jakieś plotą....
Jaś zarumienił się, uśmiechnął nieznacznie.
— Właśnie i ja się o tem dowiaduję — rzekł udając naiwność — mówił mi Bulwa, że Aniela i Termiński wyjeżdżają oboje. Ale nic nie wiem co to się stało?
— Stryj wie, że Kasztelanic nie zwykł do porady brać nikogo; zkądżebym miał o tem wiedzieć? Muszę lecieć, żeby się rozpytać, a może tam mnie zapotrzebują....
To mówiąc pospieszył biegiem do dworu; pan Samuel pozostał sam zadumany.
— Ha! — rzekł — niedługoż i nam tu popasać! To niezawodnie robota Jasia, ani wątpić! Dziś im, jutro nam, wcześnie się trzeba upakować!
Smutny powrócił do oficyn, i zastał obojętnego Rotmistrza, zajętego przy kominie starannem oczyszczaniem fajki i cybucha.
— Wszystko prawda — rzekł — ale to podobno nie koniec na tem! dostanie się i nam, Jaś to zrobić musiał. Widziałem go przed chwilą, udaje niewiniątko! A co poczniemy jeśli nas ztąd wyrugują? — spytał syna.
— Co? — uśmiechając się obojętnie zawsze i podnosząc głowę, na której twarzy niebyło wyrazu najmniejszej troski, Rotmistrz — pójdziemy gdzieindziej biedę klepać. Juściż tu nie raj!
— Oj nie! — odparł ojciec — ale czyściec przynajmniej! — uśmiechnął się boleśnie. — Gdzieindziej może być piekło....