Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/360

Ta strona została uwierzytelniona.

obsadzić stróżami.... Potem się gdzieś tam zbierali, rozprawiali i nareszcie aż do Strumienia przyjechali....
— I pan Piotr prawił mi kazanie! — mruknął Kasztelanic uśmiechając się. — Ale wiesz-że pewnie, że to robota brata Samuela?
— Wiem o tem najdowodniej — odparł Jaś — mógłbym powtórzyć nawet niektóre ich wieczorne rozmowy tu w Strumieniu. Chodzi im bardzo, żeby się stryjowski majątek w obce ręce nie dostał....
— I tak zawczasu, za życia, bezwstydnie już sobie go pilnują, już nim rozporządzają, a żeby mi się przypodobać, to mnie obsedują listami i kiepskiemi swemi prezencikami.... Ale to zdrada ze strony pana Samuela, któremu dałem dach i przytułek.... naprowadzać ich na mnie....
Jaś nie odezwał się więcej, rzucił węgiel, podpalił, a sam się przychował.
Kasztelanic tymczasem myśl i wiadomostkę schwyconą na wszystkie strony obracał. Dotąd nie miał powodu, zaczepki, żeby się zbyć nieprzyjemnego świadka, choć mocno tego pragnął; nie znajdował pretekstu do zerwania z familją; tu mu się doskonała trafiała zręczność, postanowił ją pochwycić i z niej skorzystać.
Dzień czy dwa upłynęły na układaniu planu i na ostatku, uzbroiwszy się w odwagę i zimną krew, które miał postawić przeciw powadze i uczuciu brata, Kasztelanic dnia jednego przed objadem, w niezwyczajnej porze, posłał Puślikowskiego po pana Samuela.
Starego coś tknęło, spojrzał na Rotmistrza, westchnął.
— A co! — rzekł — pewnie i dla nas przyszła pora manatki pozbierać! gotujmy się panie Wincenty.
Rotmistrz niedowierzając ramionami ruszył.
Pan Samuel zastał brata chodzącego żywo po swoim sypialnym pokoju; twarz jego wyrażała niby gniew, którego w istocie nie miał, i oburzenie udane. Jak tylko zobaczył na progu pana Samuela, stanął i odezwał się: