Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/362

Ta strona została uwierzytelniona.

cie bracie, pamiętajcie, kim się obsadziliście i kto z wami zostaje.
— Cóż to? macie mnie za zdziecinniałe stworzenie, co nianiek potrzebuje i lada komu da sobą powodować? — ofuknął się Kasztelanic. — Nikt w życiu mną nie rządził i rządzić nie będzie!
Pan Samuel nie rzekł więcej słowa, smutnie skłonił się z uczuciem prawdziwem, więcej zgryziony niż rozgniewany i na progu odezwał się uroczyście tylko:
— A więc, żegnam cię panie Stanisławie.... noga moja nie postanie więcej w tym domu, z którego mnie sromotnie wypędzasz — przebaczam ci to. Na tym świecie nie zobaczymy się więcej: do zobaczenia na innym.
Stary stanął, spojrzał i z litością się uśmiechnął.
— Kłaniajże się odemnie panu Piotrowi! — dodał — i szczęśliwej drogi!
Drzwi się zamknęły powolnie; ze spuszczoną głową, przygnębiony swem nieszczęściem, zgryziony powlókł się wygnany do oficyny. Rotmistrz czekał na niego w ganku paląc fajkę; postrzegłszy ojca, po wyrazie jego twarzy, po postawie poznał, że się coś złego stać musiało: rozgniewał się tylko, zacisnął pięść i chciał lecieć uszy poobrywać Jasiowi, któremu przypisywał to wszystko.
— A co? — spytał z daleka.
— To com wywróżył — rzekł stary z rezygnacją — jesteśmy wypędzeni, wypowiedziano nam schronienie, kazano się wyrzec wszelkich nadziei. I kropli wody więcej tu w usta nie wezmę! — dodał starzec z dumą, która na twarz wystąpiła — zwiążemy węzełki nasze i pójdziemy ztąd jednej chwili.
— Gdzież ten łajdak, żebym mu...
Nie miał czasu dokończyć Rotmistrz, schwycony silną dłonią ojca.
— Wara mi od wszelkiej zemsty, panie Wincenty — rzekł poważnie — pod błogosławieństwem zakazuję słowa, mrugnienia!... Bóg się pomści za nas!