wyrzucone ze swego miejsca, kręciło się w dziwacznych kręgach ostatkiem sił już tylko.
Jak skoro tylko Jaś odjechał, zadzwonił stary na Puślikowskiego.
— Zawołać mi Bulwy — rzekł żywo — natychmiast!
Rządca zdyszany, przelękły jak zawsze, bo się obawiał wszystkiego, a najbardziej rozkazów pańskich w niezwyczajnej godzinie, przyleciał do dworu natychmiast, stanął w progu i wyszepnął cicho swoje zwykłe:
— Wedle rozkazu!
— Co to mi Asan mówiłeś wczoraj, że się tam nie możesz porozumieć z proboszczem o dziesięcinę? — zapytał nagle Kasztelanic.
Strumień bowiem dawniej do dóbr Ordynackich należący, opłacał w naturze lub pieniądzach dziesięcinę do kościoła parafialnego, jak wiele dotąd dóbr na Wołyniu.
— To, Jaśnie panie — odparł Bulwa — rzecz taka, że ksiądz proboszcz nie chce brać pieniędzy, żąda odebrać w snopie, bo powiada że mu w tym roku na zapomogę dla ludzi potrzeba.
— Już też dosyć tych dziwactw ze strony proboszcza — odezwał się Kasztelanic — ja sam z nim muszę skończyć ten interes. Co rok to nowina! To pieniędzy żąda, to ziarna, to snopa! Niechże raz zawrę umowe stałą z tym klechą....
— Jeśli Jaśnie pan rozkaże — szepnął Bulwa, który w tem miał swój rachunek — jabym pojechał i ułatwił wszystko.
— Nie, nie! Muszę temu Jegomości powiedzieć słowa prawdy! Dosyć tego! dosyć!... To mówiąc, chodził żywo stary i zdawał się mocno zagniewany.
— Cóż Jaśnie pan rozkaże? — zapytał rządca.
— Co? Oto, jedź mi Waćpan zaraz do niego. Słyszysz Waćpan zaraz...
— Wedle rozkazu...
— Nic mi ani wspominaj o dziesięcinie; powiedz
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/368
Ta strona została uwierzytelniona.