tylko że się z nim widzieć chcę, niech przyjedzie do mnie...
— Jakto, Jaśnie panie, tak zaraz?
— Natychmiast! i prosić żeby przybył dziś jeszcze... Ten interes krew mi psuje, chcę go jak najprędzej zbyć z głowy...
— A jeśliby proboszcza nie było? — zapytał Bulwa.
— Waćpana rzecz żeby był, słyszysz!
— Wedle rozkazu! — Skłonił się Bulwa, poskrobał w głowę i po cichu wyszedł.
— Jednak to dziwna rzecz — rzekł do siebie w progu — co to się panu zamarzyło. Samemu robi interes z proboszczem? Czyby się dowiedział o tych dziesięcinach? Wątpię! Nigdy jak żyw nie widział księdza Bakałowskiego; księży nie cierpi! to coś niepojętego! Ale nie ma co! potrzeba słuchać! Niech licho weźmie coby się tam na proboszczu dało utargować! Trzeba słuchać! to nie ma co!
I pędem pospieszył Bulwa na folwark, kazawszy po drodze zaprzęgać konie co najprędzej.
Tymczasem Kasztelanic wszedł do swojego pokoju, zamknął się w nim, zaryglował i przeciągnął pobyt nad zwykłą godzinę.
Późnym wieczorem dopiero, posłuszny Bulwa przywiózł księdza Bakałowskiego, o którym słówko nim wejdzie.
Proboszcz ten wcale nie byt pospolitym człowiekiem, ale natura obdarzyła go charakterem i temperamentem, które się ze stanem jego najmniej zgadzały. Żywy, gorączka, pełen szlachetności i najpiękniejszych uczuć, aby się w kapłańskim charakterze utrzymać musiał z sobą nieustanną staczać walkę. Często zamiast nawracać pokorą i słowem łagodnem, wielką miał ochotę po starodawnemu użyć dyscypliny i kunicy. Grzech oburzał go zarówno jako chrześcjanina i człowieka, a człowiek przemagał czasem kapłana. Nie nowina też mu było dobrze wyłajać w konfesjonale. Znał on do siebie tę wadę prędkości, jak mógł się hamował, odpokutowywał umyślnem upokorzeniem porywczej swej
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/369
Ta strona została uwierzytelniona.