Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

dobrze znanego przypomniał — osłupiałem nie mogąc przyjść do siebie.
— A to był zapewne stryj Stanisław? — przerwała ciekawie słuchająca pani Hieronimowa.
— Zgadłaś Asińdźka jakbyś tam była; ale ja nie odrazum go poznał, zamaskowanego i przebranego za wielkiego pana; miałem go za umarłego — to pierwsze; powtóre, myślałem że jeśli żyje, to gdzieś jak my posagową biedę klepie. Nie przeszło mi z razu przez głowę, żeby ten wielki pan, w sobolach i aksamitach, mógł być moim rodzoniuteńkim bratem.
— A taż pani! to pewno panna Aniela? — spytała z uśmiechem kobieta?
— Czekaj-no Asińdźka, przyjdziemy i do tej Jejmościanki; takich Anieli nie dwie i nie trzy w życiu miał pan braciszek. Stoję tedy w ganku, zupełnie osłupiały, a przybyły wciąż mi powtarza: — Pozwolicie przenocować? — Z całego serca, proszę JW. Pana! — odpowiedziałem otwierając drzwi; ale chata uboga — czem ma, tem rada. Po tych słowach, weszliśmy do izdebki samotnej, której całą ozdobą był świecący się na kominku raźny ogień dębowy. Byłem już naówczas wdowcem po mojej Marysi, ojcem i ojcem tylko. Całe moje siły, mienie, myśli spłynęły w ojcostwo, w syna — a! nie chciał Bóg pobłogosławić staraniu, nie poszczęścił; ale o tem potem, idźmy dalej.
Gdy blask padł na twarz gościa, gdyśmy się oko w oko w izbie zetknęli, krzyknąłem poznając brata, i rzuciłem mu się w objęcia. Uściskał mnie, ale jakoś zimno i ostrożnie. Ja cały drżący, nie wiedziałem co począć i jak ich przyjmować; on tymczasem tylko myślał gdzie się najwygodniej ze swoją duszyczką w mojej chatce pomieścić. Byłem w początku pewny, że to jego żona; że te sobole i karety po niej wziął; bo w prostocie ducha nie wyobrażałem sobie, żeby kto śmiał, z pozwoleniem, z jakąś tam paskudnicą włóczyć się tak, wstyd z czoła starłszy. Tytułuję ją tedy panią bratową; aż mnie zimno i sucho pan Stanisław wyprowadził z błędu. Kochany Samuelku — rzekł na