Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/383

Ta strona została uwierzytelniona.

dokumenta; może czego braknąć będzie? — zaczął chciwą wyciągając rękę.
Jaś dobył papiery, odcisk pieczątki wyraźny, podpisy i notaty. Wszystko to obejrzał szybko Sobocki, raz i drugi, podumał i schował do kieszeni.
— Zrobimy porządnie i jak chcesz — rzekł — ale tego z palca nie wyłamać; potrzeba pieczątkę robić i to nie tu, ale o mil kilkadziesiąt; trzeba wynaleźć przed rokiem zmarłych świadków i stary papier. Pojedziesz do domu, a ja ci gotową rzecz przyszlę.
Jaś, nie zastanowiwszy się, spytał tylko czy to rychło być może, bo Kasztelanic ostatkiem gonił.
— Pospieszym, pospieszym! — rzekł Sobocki — już ja nie zmarudzę, za tydzień to będzie; przyjedź sam!
— Ja nie mogę, stary nie rychło mnie puści od siebie... posyłać taką rzecz także niebezpiecznie...
— No! to ja ci sam przywiozę!
— Chyba tak, żeby cię nikt we dworze nie widział — rzekł Jaś. — Staniesz w karczmie niby przejezdny, przyjdziesz do mojego mieszkania... i to w nocy...
— Dobrze, dobrze! damy sobie rady — zagadał Sobocki — a teraz zapijmy sprawę.
I nalał kieliszki, z któremi w ręku przesiedzieli do nocy. Podpiwszy kancelista co chwila poczynał narzekać na żonę; znać mu jej ucieczka srodze dolegała, ale Jaś nie dawał się wynurzać i przerywał broniąc siostry.
Nocą już się rozeszli, bo Sobocki miał jeszcze kończyć robotę, którą pomimo upojenia do rana potrzebował przygotować. Jaś padł na łóżko i usnął.
Nazajutrz, po śniadaniu obfitem, młody chłopiec nie mając już co robić w miasteczku, a niespokojny, i przemyślający o pięknych oczach pani Tryze, siadł na bryczkę i popędził do Strumienia.
Przybył jeszcze nim Kasztelanic odszedł do sypialni i spieszył mu się zameldować, ale zląkł się wejrzenia, które go na wstępie spotkało. Starzec uśmiechał się