tak mściwie, tak szydersko, jak gdyby wiedział co się knuło, i pewien był, że z tego nic nie będzie.
— A cóż? — spytał — jeździło się Asindziejowi nie źle?
— Bardzo dobrze...
— Tandem, jak się ma przyjaciel, pan Sobocki?
Jaś zadrżał, ale się nie zmięszał.
— To niegodny człowiek — odparł z uczuciem — przywiódł do tego Antosię, że od niego uciec musiała.
— Ps! ps! co mi asan mówisz! uciekła! a to jej do licha dojeść musiał. I dokądże to? może to jaki romansik?
— Nie wiadomo dokąd, poszła z dzieckiem. Wszyscy mówią, że niegodziwie się z nią obchodził.
Jaś umyślnie nastawał jak widzimy na Sobockiego, żeby się stryjowi, który go nie lubił, przypochlebić, i wszelkie domysły wspólnictwa z nim obalić.
— O! bo też szubienica mu patrzy z oczów, temu łotrowi — dodał Szambelan — a kto z kim przestaje, takim się staje, pamiętaj waść, panie Janie...
To mówiąc stary wziął za klamkę od swego pokoju, i ze znaczącem na Jasia wejrzeniem wyszedł powoli.
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/384
Ta strona została uwierzytelniona.
KONIEC TOMU TRZECIEGO.