Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/387

Ta strona została uwierzytelniona.

posłuszna... Wszak nie powinnabym przychodzić tu o tej porze, kiedy jak widzę, widok mój zawsze pana zbyt niepokoi... zapewne wspomnieniem. I uśmiechnęła się znacząco.
— Dajże mi pokój Asińdźka z tem wspomnieniem — z nieukontentowaniem odpowiedział Kasztelanic — co za wspomnienie!
— Juściż nie mogę przypuścić, byś pan tak rychło starych przyjaciół zabywał!
— Przyjaciół! — szydersko rzekł Szambelan.
— A choćby i przyjaciółek! — dodała pani Tryze.
— No! no! dajmy temu pokój królowo — wdzięcząc się i modląc rzekł starzec — chodź lepiej, zbliż się i daj mi choć tę śliczną rączkę ucałować.
Kobieta spojrzała na swoje ręce.
— Doprawdy — rzekła — nie są bo tak piękne.
I to mówiąc pokazywała je na wszystkie strony, obracając to różowemi dłoniami, to bieluchną i pulchną powierzchnią.
Oczy starca wlepiały się w nie z wyrazem satyra, chciał się podnieść ażeby się zbliżyć ku niej, lecz nogi mu odmówiły posługi; upadł bezsilny. Tylko zimny pot wysilenia okrył zbielałą martwą skroń jego.
Smutno skrzywiły się uśmiechem jakiejś litości usta kobiety, westchnęła, zakryła twarz na chwilę, otrzęsła się z jakiegoś wspomnienia czy myśli, i znów przybrała minkę wesołą.
Szambelan był przelękły.... pochylił się na fotel; i zdawał liczyć bicia serca, które żywo gnało ostatkiem życia.
Ochłonął przecie, podniósł się, uśmiechnął, zasępił, walczył z sobą widocznie.
— Czy zawsze myślisz tak pani być skąpą dla mnie? — zapytał.
— O! o! na pańskie lata i tego co masz za nadto, powinienbyś oczy zakrywać! Gdzież to kto widział, żeby w tym wieku jeszcze myśleć o kochaniu...
— Serce nie starzeje! — rzekł Kasztelanic galancko.