Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/411

Ta strona została uwierzytelniona.

— A ja na to, jak na lato, byle gadać — śmiejąc się dodał dziadunio — choć to Brechniu świt perejdesz, ale sia nazad ne wernesz[1]. No, ale łgać nie myślę. Słuchajże Asindziej. Musisz to już wiedzieć, że nasz pan Stanisław wychował się można powiedzieć na królewskim dworze, bo młodziusieńko się tam dostał przez protekcję Wojewodzicowej Mścisławskiej. A był to dwór ciekawy, i miasto nie lada i społeczność osobliwsza. Dzieliliśmy się wówczas w istocie nie na te drobne stronnictwa, o których prawią ludzie i pisze historja, ale na dwie tylko wielkie i przeciwne partje. Jedna część kraju, wierna tradycji dziadów, religii, obyczajowi i przeszłości, chwytała je, rozpaczliwie broniąc i czując, że w nich było życie; druga, omamiona nowemi żywioły, które przynosił wiatr z zachodu, szalała dziwnym bezrozumem zwierzęcym, za ponętną niby reformą wszystkiego, począwszy od wiary aż do obyczaju, który wprost z niej wypływa, choć dla ślepych nie bardzo to widoczne. I tak to zawsze bywa, że kto małpuje ten przesadza, co nie płynęło z nas samych a przychodziło nam od obcych, u nas się jeszcze wykrzywiało cudaczniej. Chciano przesadzić w reformach tych co je poczęli. Wszyscy starali się co najprędzej, ni mniej ni więcej, wywrócić, zupełnie to co było, wybierając się potem dopiero kiedyś pomyśleć, co na miejscu zburzonego postawić wypadnie. Nigdy ludzkość nie budowała tak ochoczo, jak naówczas wywracała i niszczyła; nie było nawet tego ferworu, przy budowie wieży Babel. Dobre szality koły prystupaje[2]; szalało też co żyło, a nieszczęściem i król się wybrał, bo doskonale wiek swój przedstawiając, był jeśli nie słowem, to czynem i przykładem przewódzcą gubiącej nas reformy. Drwiono z wiary wszelakiej po francusku, filozofowano z niemiecka, z angielska przerabiano się na materjalistów i ludzi praktycznych, a po włosku rozpustowano.... stare cnoty

  1. Plotką świat przejdziesz, ale nie powrócisz.
  2. Dobrze szaleć, gdy ochota bierze.