Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

lat kilka, patrzę na niego od rana do wieczora, i nic go nie rozumiem.
— Ale jakże sądzicie?
— Najmniejszego sądu o nim wyrzec nie mogę, bo to dla mnie gorzej Sfinxa egipskiego, dodał starzec.
— A z familją?
— Z familją — ciągnął dalej Samuel — grzeczny aż do zbytku, miły, ale dla niej zamknięty, jak opoka. Przyjmuje, karmi, poi, ale słowa o sobie powiedzieć nie da i nic dla nas nie zrobi.
— Wszakże wziął Jasia?
— A! i ślicznie mu tu biednemu Jasiowi! — odparł wzdychając pan Samuel; żebym ja był Józefem (szczęście że nie żyje), gdyby mi miliony swoje oddawał, nie dałbym mu Jaśka za nic. Chłopiec to umęczony, i zawczasu zepsuty, i zamiast wychować go; wyrobić z niego człowieka, dręczy, posługuje się nim tylko, trzyma go przy sobie na uwięzi, a co gorzej podobno w niwecz chłopca psuje...
— Ale mu to zapewne wynagrodzi?
— Tego nic nie wynagrodzi, gdy go na duszy zgubi — a i o zapisach jakichś tam Bóg jeden wie — nie bąknie nigdy słowa. Człowiek we wszystkiem niepojęty, skąpy aż do plugastwa, a pyszny, samolub niewysłowiony, regularny jak zegar, jak lód zimny — wiary i serca jeszcze się w nim ni razu niedopytał.
— A! — ze zgrozą przerwała Hieronimowa — możeście też z żalu niesprawiedliwi względem niego i możeście się uprzedzili; nie chciałabym wierzyć w tak czarny obraz.
— Daj Boże! — z westchnieniem odpowiedział stary — by wina była moją nie jego; pokutowałbym za nią chętnie — ale nie! nie! nie mylę się ja, nie mylę. Patrzę na niego od lat kilku, oczyma, sercem, bo chciałbym coś dobrego wynaleźć, ale nic, nic! To zamknięcie się w sobie, ta tajemnica nie może nic dobrego rokować. Zresztą, sam rodzaj życia, jakie prowadzi, co go otacza, dowodzi, że serca tam brak, że zimny i twardy jak opoka.