go w głos mu radzili, żeby i zabastował i zatrzymał co mu los na znanym graczu dał zysku; ale rady te obijały się o jego uszy niedochodząc przekonania.
W przeciągu kilku godzin, wszystko co gotowemi pieniędzmi miał w domu Kasztelanic, całą swą przyszłość przegrał i odsunął Generałowi W.....; począł stawiać brylanty, pierścienie, powozy, konie i wszelkie kosztowności, których miał niezmierne mnóstwo. Generał, nie patrząc nawet w jakiej cenie były stawiane, przyjmował, choć przyjaciele sykali i wkrótce kupa dukatów, pokryła się świecidełkami, co drugie tyle warte być mogły. Szczesływomu szczastje[1] szło mu i szło.... Kasztelanic rozpaczliwie szalał, coraz pijańszy przegraną, postanowiwszy, jeśli się nie zmieni szansa, w łeb sobie strzelić wychodząc; w tem gdy już ostatnie tysiąc dukatów miał stawić, staruszek nieznacznie łokciem go trącił.
Odwrócił się przegrywający kwaśno, szukając tylko powodu do kłótni; ale gdy już ją miał rozpocząć, usłyszał kilka słów złą francuzczyzną:
— Daj mi pan słowo honoru, że odtąd grać nie będziesz?
— A to panu na co? — odparł gorzko Kasztelanic.
— Dam panu sposób odegrania się, jeśli mi dasz słowo....
Przegrany ruszył ramionami niedowierzając.... Do czego to wszystko — odparł — pan wiesz ile przegrałem?
— Liczyłem i wiem...... Staw pan tysiąc dukatów na.... ale daj mi wprzód słowo.
— Słowo tedy! nie będę grał chyba z sobą — śmiejąc się rzekł Kasztelanic. — Na jaką kartę mam stawić?
— Tysiąc dukatów na dwójkę i łam się pan au même, do ostatka... śmiało, a o słowie pamiętaj! — dodał nieznacznie grożąc staruszek.
- ↑ Szczęśliwemu szczęście.