wiem, byleby powróciła! szczerą prawdę! jak się należy! niech sobie nie drwi ze mnie! O! tak! o! tak.
I już miał począć wymówki, usłyszawszy otwierające się drzwi, gdy w progu ukazał się niespodzianie Żmura, zięć pana Antoniego. Starzec rad mu był niezmiernie, bo go kochał bardzo, i brakło mu towarzystwa, a gadać lubił; Żmura zaś chętnie przyjmował jego rady gospodarskie, co też nie mało pozyskiwało mu serce teścia. Niezwyczajny jednak wyraz pomieszania jakiegoś, niespokojności na twarzy przybyłego, zaraz uderzył pana Antoniego.
— Jak się masz! jak się masz kochanku.... ale cóż ci u licha jest! — dodał czmychając — czegoś masz minę pomieszaną... co ci to?
— Ale nic, ojcze kochany — odparł dawny wojskowy — to tak z drogi, ze zmęczenia może.
— Ba! ba! ja w twarzy czytam jak w drukowanej książce, coś jest! Czyś się czasem nie dowiedział czego złego, uchowaj Boże, może co o Pawle... o Hieronimie, albo o mojej babie... albo u ciebie czy się co nie stało? gadaj bo! gadaj!
Przyciśnięty, Żmura się zmięszał, ale wypierać począł.
— Ale proszę wierzyć — rzekł — że mi nic nie jest....
— A no! jak nic, to nic! Możeś chory — zawołał pan Antoni — każę ci zrobić rumianku. Już to doświadczyłem, że niema jak poczciwy nasz rumianek, na odpędzenie wszelkiej choroby; bo niech sobie co chcą gadają, każde choróbsko pochodzi z żołądka — to gospodarz — a rumianek tam poreguluje.
Żmura niecierpliwie głowę rzucił.
— Jam zdrów, kochany ojcze...
— No! to może ci herbaty! albo kieliszek wina, z drogi...
— A! wina tobym prosił — rzekł zięć — na to zgoda.
Zawołał służącej stary, przeklinając ciągle i burcząc na żonę, która nie nadchodziła; podano butelkę
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/428
Ta strona została uwierzytelniona.