Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/431

Ta strona została skorygowana.

wniejszej lekkości, która o najnieporządniejsze życie posądzać dozwalała, nie było nic, coby istotnie dowieść mogło że była winną.
Stary pokiwał głową.
— Adwokatujesz Asińdziej — rzekł — ale ja i teraz powiem, że tej pani Tryze nie rozumiem. W istocie, nie od dziś musiała być warjatką, i przeszłe jej życie coś na szaleństwo zakrawa. A toż wiesz że tu w miasteczku, dom jej słynął za najszkaradniejszy?.... Mówiono o niej okropności. W ostatku musiałeś słyszeć, że po odpędzeniu panny Anieli, wziął ją był Kasztelanic, brat mój, do siebie; to dosyć powiedzieć!
— Co? — porwał się Żmura — była u Kasztelanica!
— A była — rzekł zimno pan Antoni... — zawieźli ją tam słyszę... I gdzieżeś ją spotkał? musiała uciec ze Strumienia...
Spotkąłem ją na grobli przed miasteczkiem, biegnącą w jednej sukni, z rozpuszczonemi włosami, i wyraźnie pomięszaną...
— Nie zatrzymałżeś jej? nie spytałeś co się jej stało?
— Owszem! owszem! ofiarowałem się nawet odwieźć ją gdzieby chciała, alem się słowa rozsądnego dopytać nie mógł. Poczęła się śmiać, opowiadać mi o swoim pierwszym kochanku, o starym generale, licho wie o czem....
— I gdzież poszła?
— Zdaje się że miała tyle przytomności, iż do swojego domku, który tu najmuje, trafiła...
— Ale mnie Waćpan niespokoisz tem, bo się w Strumieniu coś stać musiało, kiedy ona ztamtąd uszła.... To nie bez kozery...
— Biedna kobieta — ze szczególnem uczuciem powtórzył Żmura — a taka piękna! I tak skończyć marnie.
— Najczęściej piękne marnie kończą! — odparł pan Antoni.
W tem na progu ukazała się pani Antoniowa, i stary,