— Do nóg upadam — chrypiącym głosikiem odezwał się kancelista... widzę, że państwo dobrodzieje już wiedzą o smutnym wypadku...
Pan Antoni się odwrócił.
— Jak się Waćpan masz?
— Przybyłem właśnie naradzić się, co tu począć? Kasztelanic nagle umarł!
— Nagle, powiadasz?
— Z wieczora jeszcze był zupełnie zdrów, wesoło dosyć się bawił, miał się kłaść, siedział w krześle; w tem apopleksja, coś, nie wiem — upadł i skonał.
— Straszna śmierć! — odezwał się pan Antoni zamyślając... Ale możeby ratunek.
— Nim przybył doktór, ducha nie było; zapewne smutne to dla nas — westchnął Sobocki — ale żal żalem a interes interesem; potrzeba myśleć o sobie.
— Ja też niezwłocznie jadę do Strumienia — podchwycił pan Antoni — idź Waćpan kochany zięciu, po konie pocztowe, i wyprawuj sztafetę do pana Piotra... żywo tylko, żywo.
To mówiąc kręcił się już po izbie staruszek szukając czapki, i narzekał na żonę, że nigdy rzeczy jego na miejscu się nie znajdują, Sobocki stał i w duchu się uśmiechał.
— Nic słuszniejszego — dodał serjo — potrzeba oznajmić panu Piotrowi i Samuelowi, i Pobiałom; ja także, jak skoro mi moje obowiązki pozwolą przystawię się do Strumienia; mogę się przydać.
— A zapewne! zapewne! — urywano wołał stary — wszyscyśmy tam potrzebni. Żeby tylko, między nami mówiąc, Jaś tam dobrze dopilnował... Nie bardzo wierzę sługom... gotówki być musi wiele, kosztowności: mogą rozkraść.
— Opieczętowano — rzekł spokojnie Sobocki — i Puślikowski, nowy sługa, uczciwy człowiek, pewny jestem z oka nie spuści nic, można mu zaufać!
— Jednakże nie zawadzi tam dojechać! — dodał Antoni — a dobrze żeby i Paweł przybył mi w po-
Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/433
Ta strona została uwierzytelniona.