Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/435

Ta strona została uwierzytelniona.

Żmura pozostał z wstrzymującą go panią Antoniową, a stary podpalony wiadomością poleciał do pana Samuela. Sobocki wciąż uśmiechając się spieszył do swego dworku.
Mrok już padał, gdy do niezamkniętej furty dostał się pan Antoni, i przeszedłszy ciemne korytarze i wschody, począł szukać celi na pierwszem piętrze.
Posługacz klasztorny mu ją wskazał, ale była zamknięta; zapukał raz i drugi, nie rychło dopiero przemknęły się zwolna drzwi i smutna, posępna twarz Samuela ukazała się, oświecona ogarkiem łojowej świecy.
Bracia spojrzeli na siebie, Antoni z wymówką, Samuel z niejakim wstydem; mizantropja jego nie była jeszcze doszła do tego stopnia, w którym już całego obejmuje człowieka i żółcią się zeń wylewa. Był to raczej łagodny smutek, który się ukryć pragnął.
— A godzi się to? a godzi? — z wyrzutem zakładając ręce, odezwał się pan Antoni — żebym ja, rodzony brat twój, o bytności w mieście już nie świeżej, dowiedział się gdzieś z boku? Cóżem ja ci zawinił?
Pan Samuel skłopotany wprowadził go do środka.
Ubogie to było mieszkanie, któremu ze znaków celi brakło, wyglądało na rodzaj smętnego więzienia. Składało się z dwóch ciasnych cel, jedna za drugą, wązkiemi oknami oświeconych. W pierwszej była kanapa i stół, parę krzeseł, trochę sprzętu, który pokazywał że tu jadali i przesiadywali. W drugiej dwa wązkie tapczany, ubogo zasłane, maleńka komódka, trochę sukni. Nie było gdzie przychować i utaić gospodarstwa, które sami sobie służąc wiedli nie bez uprzykrzenia dwaj wygnańcy. Na drewnianej półce stały do góry talerze, miski, dzbanki, garnuszki, pozawiązywane woreczki, w kącie wiadro z wodą. W drugim na rogowym gierydoniku o dwóch czarnych, trzeciej białej nodze, paczka świec łojowych, kawałek cukru i brudna stolniczka, razem się zetknęły z mydłem i ręcznikiem.
Na stole przed kanapą, z której widać wstał pan Samuel, bo szczypce jeszcze miejsce gdzie był lichtarz