Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/437

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja tam nie pojadę — rzekł — przysiągłem że noga moja nie postanie w Strumieniu.
— Tak! mogło to być póki należał do pana Stanisława, ale dziś to własność nasza.
— Chociażby — odparł starszy — nie pojadę; weź sobie Rotmistrza, ten ci będzie pomocniejszy, a jeśli zapotrzebujesz obrony lub odparcia napaści, usłuży ci dzielnie.
— Jakto? doprawdy jechać nie myślisz?
— Nie pojadę — spieszcie sami i pamiętajcie o losie Rotmistrza proszę; ja dla siebie nic nie potrzebuję. Ale jakże ten biedak umarł? — zapytał Samuel.
Pan Antoni o ile wiedział opisywał śmierć Kasztelanica; spojrzał na zegarek, pożegnał brata i zabrawszy z sobą Rotmistrza, siadł zaraz przed bramą klasztorną na bryczkę, której pomimo nocy pędzić kazał do Strumienia.


V.

W Horoszkach u państwa Pawłów, był wieczorek właśnie, i bawiono się przewybornie — duszą zabawy była panna Hiacyntha, której że o jej wpływie na dom wiedziano, służyli adoratorowie Petry. Nie brakło bowiem wielbicieli dumnej i kwaśnej córce państwa Pawłów; jej jedynactwo, nadzieje spadku, w najgorszym razie piękna część Horoszek, wabiły młodzież sąsiednią. Dwór jaśniał rzęsisto, salon wywoskowany i z pyłów otarty, przy świecach wcale się pokaźno wydawał... zdobiły go nowiuteńkie firanki z frędzlą roboty panny Hiacynthy i wielkie jesiennych kwiatów bukiety, które dowcipną inwencją zdobiły we dwóch miejscach nieco odrapaną z tynku i nie foremnie polepioną ścianę.
Na głównej kanapie majestatycznie rozsiadła się gospodyni domu, wodząc oczyma za córką, z wyrazem niechęci dobrego tonu przebiegającą salon, który zda-