Strona:PL JI Kraszewski Interesa familijne.djvu/444

Ta strona została uwierzytelniona.

ani jego żona nie widywali się z Hieronimami; czasem raczyli po coś przysłać do nich, żądać posługi, której nigdy nie odmawiano, ale się nie czuli do żadnej wdzięczności. Paweł coraz mocniej wmawiał w siebie że był dobroczyńcą brata, że wszelkiego rodzaju czynił dla niego ofiary, że się dla niego poświęcał. Julja w bratowej nie widziała równej sobie istoty i obchodziła się z nią, gdy była zmuszona spotkać, okazując jej wyraziście wyższość swoją. Hieronimowa znosiła to z niewyczerpaną cierpliwością, z uśmiechem łagodnym, z poddaniem się losowi chrześcjańskiem. Mąż jej, który wszystko bratu przebaczał, jednego tylko poniżenia swej żony wyraźnego darować mu nie mógł; w sercu miał żal głęboki, ale nigdy go nie objawił.
Takie były stosunki dworu i dworku w Horoszkach, gdy Julja po odjeździe pana Pawła, ciągle niespokojna odebraną wiadomością, zeszła się z panną Hiacynthą, dla rozmowy, której w razach podobnych nieodbicie potrzebowała. Jak wszystkich nie przywykłych do samotnego myślenia, męczyła ją rozwaga, zrywał się wątek, jeśli go nie podbudzała rozmowa.
Usiadłszy tedy z nogami na kanapie, Julja zwróciła się do wyprostowanej Hiacynthy, która teraz starała się jej jeszcze bardziej przypodobać, i nadomyślawszy się głośno najdziwaczniejszych rzeczy, odezwała nareszcie:
— Jak ci się zdaje, mnie się widzi, że teraz pora trochę się zbliżyć do Hieronimostwa.
— Zbliżyć? — spytała nie dając znaku ani współczucia ani sprzeciwiania towarzyszka.
— Tak jest — głęboko się zamyślając, ciągnęła dalej Julja — kto wie jak się złozą interesa nasze teraz — możemy potrzebować układać się z bratem; lepiejby było zawczasu ich ukołysać, bośmy na bakier. Kto wie!
— Prawdziwie! pani masz rozum i przebiegłość Meternichowską! — zawołała Hiacyntha z uśmiechem — nigdybym nic podobnego wydumać nie zdołała! Nie mogłam nawet odgadnąć celu tego pomysłu!